Mieszkańcy Raczek i Rudnik nie chcą, aby kilkaset metrów od ich domów powstały dwa kurniki, w których rocznie ma być chowanych ponad 210 tysięcy kur. Obawiają się fetoru, który odstraszy turystów, związków chemicznych, które mogą przedostać się do powietrza i znajdującej się nieopodal rzeki Rospudy. Inwestor działa jednak zgodnie z prawem. Zebrał wymagane dokumenty.
W Rudnikach kury hoduje już prawie od roku. Kupił na sprzedaż budynek, który jeszcze kilka lat służył za chlewnię.
- Włożyłem w to wszystkie swoje oszczędności. W gminie powiedziano mi, że Raczki to gmina rolnicza, rozwijająca się. Przy takiej skali chowu, produkcja się nie opłaca. Chcę dostawić dwa budynki, jeśli nie będę mógł - wyniosę się – mówi Tomasz Szydłowski.
Przedsiębiorca zebrał wszystkie wymagane dokumenty, łącznie z obszernym raportem dotyczącym wpływu chowu na środowisko. Uzyskał stosowne pozwolenia. Procedury są w toku i już niedługo Szydłowski może otrzymać pozwolenie na budowę.
- Stanowczo się na to nie zgadzam! Pół zdrowia straciłem na walkę z poprzednim hodowcą, który trzymał tam świnie - denerwował się Ryszard Drobiszewski, który 300 metrów od istniejącego już kurnika od dwunastu lat prowadzi dom weselny.
- Przyjeżdża człowiek nie wiadomo skąd i swoją inwestycją zniszczy moją wieloletnią pracę. Kto zechce nocować w takim miejscu, gdzie śmierdzi? Kto urządzi tu wesele? Czy pan zwróci mi poniesione nakłady i zapłaci za odwołane rezerwacje?! To może niech pan się obok tego kurnika pobuduje? - mówił Drobiszewski.
– Smród był niewyobrażalny, zwłaszcza latem. Zapachy z chlewni unosiły się nad całą rzeką. Latem nie można było wyjść do ogrodu. Nie chcemy powtórki – mówili inni mieszkańcy Raczek.
- Ale ja nie hoduję świń, tylko drób! Kury trzymane są na pellecie, a pomiot wywożony za granicę. Kurze odchody tak nie śmierdzą i są suche. Jestem rolnikiem i chcę się rozwijać – odpowiadał Szydłowski.
Mieszkańcy gminy zapowiadają utworzenie komitetu protestacyjnego.
- Najpierw wykiwali nas z obwodnicą. Mamy śmierdzące tiry i hałas pod nosem. Teraz będziemy mieli kurzą fermę. To w końcu w którą stronę zmierzamy – przemysłu czy turystyki?- dopytywali.
Duże pieniądze na terenie gminy Raczki chce zainwestować warszawski przedsiębiorca, który kupił ruiny pałacu Paca. Planuje on odbudować zabytek i utworzyć w nim hotel. Powstałaby tam sala konferencyjna na 300 osób, a pracę mogłoby znaleźć około trzydziestu. To konflikt interesów. Ruiny pałacu i kurniki znajdowałyby się w odległości około półtora, dwóch kilometrów od siebie.
- Muszę przyznać, że budzi to mój niepokój. Rozumiem pana Szydłowskiego, ale jestem mieszkańcem Raczek i trzymam z mieszkańcami. Pan Ryszard jest naszym przedsiębiorcą od ponad trzydziestu lat. Nie ma jednak przeciwwskazań prawnych co do rozbudowy – mówił Andrzej Szymulewski, wójt Gminy Raczki.
Podobnym sytuacjom udałoby się zapobiec, gdyby każda gmina miała plan zagospodarowania przestrzennego. Opracowanie takiego dokumentu dla gminy Raczki to jednak koszt rzędu kilku milionów złotych. Podczas spotkania mieszkańcy narzekali też na niedoinformowanie.
- Dlaczego nikt nam wcześniej nie powiedział, że pod Raczkami powstaną takie wielkie kurniki?! Dlaczego wiedzieli o tym tylko nieliczni? – denerwowali się podczas zebrania. – Nie ma cechów, nie ma powiadomień, jasnej informacji na stronie internetowej urzędu. Informacje umieszczane są gdzieś głęboko w Biuletynie. Wsadzono chłopa na minę. Gdyby wcześniej wiedział, że będzie taki sprzeciw, może zastanowiłby się dwa razy – mówili mieszkańcy.
Kwestia braku informacji pojawiała się już w Raczkach chociażby przy okazji głośnej sprawy wycinki drzew nad Rospudą.
- Zawiążemy komitet protestacyjny i na pewno zaplanujemy spektakularną akcję. Usłyszy o nas cała Polska. Listy z podpisami wyślemy też do ministerstwa środowiska – zapowiadają mieszkańcy Rudnik i Raczek.
Tomasz Szydłowski unikał komentarzy.
- Wszystko na początku było dobrze. Jestem bardzo zestresowany obecną sytuacją. Budynek wystawiony był na sprzedaż, więc go kupiłem. Każdy w Polsce ma do tego prawo. Muszę to przemyśleć – mówił.
(just)