Nie tylko niemożność stworzenia ogólnopolskiego systemu transmisji wideo z przebiegu głosowania we wszystkich obwodach , ale też brak kandydatów na urzędników wyborczych oraz chętnych do pracy w poszczególnych komisjach spowodował, że jesienne wybory samorządowe nie dojdą do skutku.
Według przymiarek, głosować na radnych oraz wójtów, prezydentów czy burmistrzów mieliśmy 28 października bądź 4 lub 18 listopada. Dzisiaj wiadomo, że nie uda się dotrzymać nawet tej najodleglejszej daty.
W przypadku urzędników wyborczych, którymi do tej pory byli ludzie po prostu wyznaczani przez sekretarza danej gminy i odpowiadali za szkolenia członków komisji wyborczych oraz przygotowania i przebieg głosowania, zaważył jeden przepis nowego Kodeksu wyborczego. Wprowadził on zasadę, że urzędnik wyborczy nie może działać w miejscu zameldowania i stała się ona barierą nie do przeskoczenia.
Czas i pieniądze zdecydowały zaś o tym, że nie ma chętnych do pracy w komisjach wyborczych. Przysługujące im ryczałty i diety były kuszące, ale kiedyś, kiedy panowały bieda i bezrobocie. Odkąd rząd Beaty Szydło wprowadził program 500+, a ona sama przyznała sobie 65-tysieczną nagrodę pojęcie „dużo pieniędzy” stało się bardzo względne.
A tak poważnie, już cztery lata temu PKW ogłosiła wyniki wyborów do sejmików dopiero po sześciu dniach od przeprowadzenia wyborów. Nawet biorąc pod uwagę ryczałt w wysokości 500 zł, jaki otrzymywali członkowie okręgowych komisji w wyborach parlamentarnych 2015 roku, nie jest to kusząca kwota. 500 zł podzielić przez 6, daje mizerną dniówkę jak za tak odpowiedzialna pracę.
Dieta w rejonowych komisjach sięgała 250 zł, a w obwodowych – 200 zł dla przewodniczącego, 180 dla zastępcy i 160 zł dla członka. Perspektywa rwanych, nawet przez ataki hakerów, transmisji z lokali wyborczych, wątpliwości związane z rozstrzyganiem czy wygibasy w kratce przy danym nazwisku (już nie obowiązuje znak „X”) oznaczają ważny głos lub, wręcz przeciwnie, są dowodem na fałszerstwo odstraszają od pracy w komisjach.
Wyjściem z sytuacji byłoby zwielokrotnienie ryczałtów i diet, ale budżet tego nie wytrzyma. Rządzący znaleźli jednak sposób. Nowe prawo wyborcze wydłużyło kadencję samorządów z 4 do 5 lat. Można byłoby je znowelizować, przyjąć, że w tak wyjątkowych przypadkach prawo może zadziałać wstecz i wydłużyć o rok kończącą się jesienią kadencję.
Po takim manewrze, będzie można przeprowadzić wybory samorządowe w 2019 roku, jednocześnie z parlamentarnymi. Proces głosowania do rad i sejmików oraz sejmu i senatu obsłużą te same komisje. Poczynione oszczędności pozwolą wypłacić ich członkom diety takie, jak się należy.
WD