Wojewódzki Sąd Administracyjny oddalił wczoraj skargę największych w Suwałkach spółdzielni mieszkaniowych dotyczącą tzw. podatku deszczowego. Spółdzielcy nie wykluczają złożenia apelacji do NSA.
Uchwałę o opłatach za wody opadowe i roztopowe suwalscy radni podjęli w końcu ub.r. Władze miasta uzasadniały wprowadzenie nowego, kontrowersyjnego podatku kosztami utrzymywania i modernizacji sieci kanalizacyjnej.
Już w kwietniu prezesi Suwalskiej, a także Międzyzakładowej oraz Młodzieżowej Spółdzielni Mieszkaniowej wystąpili do Rady Miejskiej o uchylenie tej uchwały. Radni, większością głosów, podtrzymali swoje stanowisko i sprawa trafiła do sądu.
Nowa opłata jest niby niewielka, wynosi niecałe 50 groszy miesięcznie od mieszkańca. Rośnie, kiedy pomnożymy ją przez liczbę członków rodziny, a jeszcze bardziej, kiedy mowa o spółdzielniach mieszkaniowych, bo to one są największymi płatnikami. W przypadku Międzyzakładowej lokatorzy muszą zrzuci się na kwotę siegającą 60 tys., a Suwalskiej – 200 tys. zł rocznie. Spółdzielnie wskazały na naruszenie prawa przez suwalski samorząd w sposobie naliczania opłat i – przede wszystkim – w nierównym traktowaniu obywateli.
- Opłata dotyczy bowiem tylko części suwalczan – tłumaczy Józef Kimera, wiceprezes SSM. – Podatku nie muszą płacić właściciele domów jednorodzinnych, a za mieszkańców budynków komunalnych płaci miasto, czyli wszyscy suwalczanie. Mieszkańcy bloków spółdzielczych płacą więc podwójnie.
Wojewódzki Sąd Administracyjny nie uznal argumentu o niekonstytucyjności uchwały, za zgodny z prawem uznał też sposób naliczania opłat.
-Czekamy na pisemne uzasadnienie orzeczenia i nie wykluczamy, że zaskarżymy je do Naczelnego Sądu Administracyjnego – mówi wiceprezes SSM.
Józef Kimera jest zarazem radnym, przyznaje że głosował za wprowadzeniem opłaty za wody opadowe i roztopowe, bo miastu są potrzebne pieniądze na sprawną sieć kanalizacyjną. Wiceprezesem SSM jest od trzech miesięcy i teraz musi dbać o interesy spółdzielni i jej mieszkańców.