Dziś w kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła odbył się pogrzeb Sebastiana J.
Do tragedii doszło w miniony wtorek w Centrum Interwencji Kryzysowej, przy ul. 23 Października w Suwałkach. Chłopak powiesił się w łazience. W pokoju obok przebywał pracownik opieki społecznej. Najprawdopodobniej 16-latek przejął się wiadomością, że zostanie rozdzielony z matką i trafi do ośrodka opiekuńczo-wychowawczego. - Dokonaliśmy oględzin ciała. Nie było widocznych obrażeń wskazujących na udział osób trzecich – mówi Ryszard Tomkiewicz, rzecznik prasowy suwalskiej prokuratury. - Będziemy sprawdzać wszystkie informacje, także dotyczące stanu psychicznego 16-latka, na przykład, czy były jakieś okoliczności, które mogły mieć wpływ na jego desperacki krok. Trudno mówić o pociągnięciu kogokolwiek do odpowiedzialności, bo na razie zbieramy informacje – studzi emocje prokurator.
Nieoficjalnie wiadomo, że rodziną Sebastiana J. od dawna interesował się sąd rodzinny. Chłopak był najstarszy z czwórki rodzeństwa. Sebastianem, jego dwiema młodszymi siostrami i niespełna rocznym niemowlęciem opiekowała się jedynie matka. Kobieta nie pracowała. Dzieci posiadają różnych ojców. Matka często zmieniała miejsce zamieszkania. Ostatnio rodzina została eksmitowana z mieszkania w Płocicznie, wcześniej przebywali na terenie powiatu augustowskiego i w różnych rejonach Polski. Matka nie radziła sobie z utrzymaniem dzieci.
W 2011 roku ograniczono jej prawa do opieki. Sąd uznał, że dzieci są zaniedbane i niedożywione. W sylwestra sędzia wydał decyzję o skierowaniu trójki dzieci do placówki opiekuńczo-wychowawczej, najmłodsze miało trafić do rodziny zastępczej. Matka nie wyraziła sprzeciwu. Jedynie Sebastian odgrażał się, że nie zostanie w pogotowiu. Ponoć zapowiadał wcześniej, że jeśli zostanie tam wysłany, coś sobie zrobi. Teraz te wszystkie wątki zbada prokuratura.
Na stronie MOPS czytamy: „ Centrum Interwencji Kryzysowej jest ośrodkiem wsparcia świadczącym kompleksową pomoc osobom i rodzinom, z terenu miasta, które w wyniku zdarzenia losowego, sytuacji rodzinnej lub trudnych przeżyć osobistych znalazły się w stanie nagłego czy przewlekłego kryzysu i potrzebują wsparcia w przezwyciężeniu tej sytuacji” i dalej – „misją placówki jest kompleksowe zapewnienie warunków do odbudowania poczucia bezpieczeństwa”. Jak więc możliwe, że pod okiem pracowników placówki i kuratora młody człowiek popełnił samobójstwo? Maria Metelska, dyrektor suwalskiego MOPS-u nie odpowiada na to pytanie, bo jest nieuchwytna. Próbowaliśmy się z nią skontaktować, ale jeden z pracowników ośrodka oświadczył, że przez cały dzień będzie nieosiągalna.
Ośrodek pomocy podlega urzędowi miasta.
- Na razie czekamy na wyniki śledztwa. Jeśli w protokole prokuratury będzie napisane, że zawinił któryś z pracowników Centrum, wtedy podejmiemy określone działania – mówi Jarosław Filipowicz, rzecznik prasowy suwalskiego ratusza.
- Trudno wyrokować, czy można było zapobiec tragedii. Bez badania konkretnej osoby można jedynie „gdybać”. Wszystko zależy od indywidualnej kondycji psychicznej – mówi psychiatra Bogdan Wieczorek.
- Możliwe, że wiadomość o rozdzieleniu z matką tak wystraszyła chłopaka. Możliwe również, że miał jakieś problemy emocjonalne, dysfunkcje psychiczne, bardzo delikatną kondycję psychiczną i ostatnie wydarzenia były kroplą, która „przelała czarę goryczy” – tłumaczy psychiatra.
- Młodzi ludzie są bardzo wrażliwi. Dorośli są doświadczeni, mają wypracowane patenty na radzenie sobie w trudnych sytuacjach. Mają też więcej pokory wobec życia i często potrafią przeczekać kryzysy. Nastolatki często stawiają wszystko „na ostrzu noża”. Potrafią targnąć się na życie z powodu szykan w szkole, nieszczęśliwej miłości – mówi Wieczorek.
Sprawa zainteresowała się posłanka Bożena Kamińska. Poprosiła o podjęcie pilnej interwencji i zbadanie okoliczności tragedii Marka Michalaka, Rzecznika Praw Dziecka.
Justyna Brozio