03.04.2020

Damian Kądzior dobrze czuł się w Suwałkach. Życie piłkarskie? Na chwilę obecną nie istnieje

Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałem. Nawet nie zakładałem, że taką sytuację w ogóle przeżyję. Życie pisze jednak różne scenariusze. Na pewno nie jest to jednak fajna sprawa i nikomu tego nie życzę – relacjonuje Łączy Nas Piłka były piłkarz Wigier Damian Kądzior, który niedawno przeżył w Zagrzebiu trzęsienie ziemi.

„Wybuch” nastąpił również w Dinamie, gdzie zwolniono sztab szkoleniowy. Pomocnik reprezentacji Polski opowiedział nam o sytuacji w klubie, ciągłym rozwoju, wpływie kolejnych szkoleniowców na jego statystyki, a także życiu w Chorwacji w dobie koronawirusa.

Nie możemy zacząć od innego tematu, jak pandemia koronawirusa. Jak duże zmiany w związku z nią zaszły w Chorwacji? Jak wygląda teraz twoje życie?
Nie różni się za bardzo od tego, co dzieje się w Polsce. Ludzie siedzą w domach. Mało kto wychodzi, jest kwarantanna. Pozmieniały się godziny otwarcia wielu sklepów, czynne są tylko te pierwszej potrzeby oraz apteki. Wszelkie punkty usługowe zostały zamknięte. Obostrzenia nie są może jeszcze tak mocne jak w Polsce, wciąż można wyjść na przykład do parku. Natomiast Zagrzeb, jako miasto, jest zamknięte. Nie można z niego wyjeżdżać. Można powiedzieć, że życie się zatrzymało. Codziennie mam tę samą drogę na trening indywidualny. Rzadko kiedy mogę kogoś zobaczyć. Jeśli już, to są to ludzie w kolejkach do sklepów czy banków.

Zatrzymało się też życie piłkarskie.
Na chwilę obecną nie ma życia piłkarskiego. Nie ma treningów, meczów, spotkań w klubie i tak dalej. Każdy trenuje na własną rękę i stara się podtrzymać formę. Wcześniej otrzymaliśmy instrukcje od sztabu, że do czwartego kwietnia nie jest nam narzucona żadna forma treningowa i wszystko zależy od nas samych. Sądzę, że każdy doskonale zdaje sobie jednak sprawę z tego, że jest profesjonalnym piłkarzem, a to wymaga fachowego podejścia do zawodu nie tylko w normalnej sytuacji, ale także w takiej, jak teraz. Mogę mówić za siebie i zapewnić, że cały czas pracuję na tyle ciężko i sumiennie, na ile pozwalają na to warunki. Gdy nie biegam w lesie, to mam zajęcia z trenerem indywidualnym. Zorganizowałem sobie sprzęt do domu, staram się być cały czas w ruchu, ale nikt nie wie, kiedy i czy w ogóle jeszcze w tym sezonie wrócimy do gry.


Luźne podejście, bez indywidualnych rozpisek.
Na początku dostaliśmy informację, że trenujemy. Dostaliśmy sprzęt, kamizelki, katapulty i przez kilka dni byliśmy monitorowani. Później zapadła decyzja, że pierwszy trening w klubie odbędzie się nie wcześniej, niż dziewiętnastego kwietnia. Wówczas trener Nenad Bjelica zdecydował, że do czwartego kwietnia nie musimy realizować rozpisek. Mieliśmy zacząć z nich korzystać po tym dniu, ale też wiadomo, jaka jest teraz sytuacja w Dinamie. Cały sztab trenera Bjelicy został zwolniony i nie wiemy, kto się tym zajmie. Każdy jest kowalem swojego losu i musi się przygotowywać na własną rękę. Ja od ponad roku trenuje z trenerem indywidualnym. I to z nim spędzam teraz najwięcej czasu. Dodatkowo spotykam się z Sadegh’em Moharrami’m, moim najlepszym kolegą w Dinamie, na treningi w parku. Z nim robimy rano różne zajęcia, gdy jest tam jeszcze stosunkowo mało ludzi. Mam nadzieję, że wkrótce dostaniemy jakieś sygnały z klubu, jak to będzie dalej wyglądało. Słyszałem też, że w Bundeslidze jest pomysł, żeby od piątego kwietnia wznowić treningi w małych grupach. To też jest jakimś rozwiązaniem.

Mówiłeś o trudnej sytuacji ze sztabem szkoleniowym. Teraz nie dość, że nie wiadomo kiedy wrócicie do zajęć i gry, to nie wiecie również z kim dalej będziecie pracować.
Nie mogę powiedzieć wszystkiego, gdyż mamy zakaz komentowania tej sytuacji. Na pewno jest to trudne dla całego zespołu. Koronawirus, trzęsienie ziemi w Zagrzebiu, trzęsienie ziemi w klubie. Cały sztab jest zwolniony. To na pewno jest też trudna sytuacja dla pierwszego trenera. Wszyscy w Dinamie czujemy się jak rodzina. Mam tak od pierwszego dnia w tym klubie. Nie ma co ukrywać, że to wyzwanie dla nas wszystkich, ale mam nadzieję, że wkrótce sytuacja się wyjaśni. Naszym trenerem wciąż jest Nenad Bjelica. Natomiast sygnał dany przez zwolnienie sztabu szkoleniowego, każdy może już odczytać sobie sam.

Wspomniałeś o trzęsieniu ziemi w Zagrzebiu. Podejrzewam, że coś takiego przeżyłeś po raz pierwszy w życiu.
Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałem. Nawet nie zakładałem, że taką sytuację przeżyję. Życie pisze jednak różne scenariusze. Na pewno nie jest to fajna sprawa i nikomu tego nie życzę. Gdy obudziliśmy się z żoną rano, to myśleliśmy, że to koniec świata. Okazało się, że miasto dotknęło trzęsienie ziemi. Te pierwsze było o sile pięciu i pół stopni w skali Richtera. Jednak w ciągu kilku kolejnych dni było jeszcze kilka słabszych ruchów ziemi, które również były odczuwalne. Te kilkusekundowe ruchy miały około trzech do czterech stopni. Na szczęście to już jest za nami. Wyrzucamy to z głowy i mam nadzieję, że więcej się to już nam nie przytrafi.

Relacje w mediach po trzęsieniu ziemi pokazywały spore zniszczenia. Miasto zdołało już sobie z tym w jakiś sposób poradzić, czy cały czas widać jeszcze ślady, przez które ciężko w stu procentach wyprzeć to z głowy?
Staramy się nie wyjeżdżać za daleko od domu. Wychodzę tylko wtedy, gdy muszę udać się na trening czy wyjść z psem na spacer. Każdy ma zalecenie, żeby opuszczać miejsce zamieszkania jak najrzadziej. Jednak gdy już jesteś na zewnątrz, to widzisz jeszcze, co tu się nie tak dawno wydarzyło. Zagrzeb jest miastem w stylu włoskim. Dużo tu starych kamienic. One nie są odporne na takie sytuacje i ucierpiały najmocniej. Nie wszystko zostało jeszcze uprzątnięte. To wciąż przypomina o tym, że wiele ludzi straciło dach nad głową. O zawalonych gruzem samochodach nie będę mówił, bo to w takiej sytuacji mało istotna sprawa. Dzięki Panu Bogu, nie ucierpieliśmy w żaden sposób. Mieszkam blisko centrum, nieopodal stadionu Maksimir. Jeśli wsiądę w auto, a nie ma za dużych korków, to do starówki dojeżdżam w kilka minut. W bardziej zabytkowych częściach miasta zniszczenia są mocniej zauważalne. Te budynki nie są tak tolerancyjne na wstrząsy. W naszym bloku dopiero po dwóch dniach zobaczyliśmy pęknięcia na ścianach, ale to jest nic w porównaniu ze stratami innych ludzi. Pozawalane mieszkania to tragedia. Próbowaliśmy jakoś pomóc. Robiliśmy akcje, żeby zorganizować środki na naprawę szkód. Sam też o tym informowałem w swoich kanałach społecznościowych. Utożsamiam się z tym miastem i klubem. Dobrze się tu czuję i nie mogłem pozostać obojętny.

Dobre samopoczucie w Zagrzebiu odwzorowują też twoje statystyki.
Teraz rozmawiamy o rzeczach nieprzyjemnych. Koronawirus, trzęsienie ziemi i zmiany w klubie. Do Zagrzebia przyjechałem, żeby grać w piłkę. Pod tym względem mogę o moim pobycie mówić w samych superlatywach. Klub dał mi dużo. Uważam, że póki co również spłacam kredyt zaufania. Szkoda, tylko że przestaliśmy grać, bo w tym sezonie wychodzi mi niemal wszystko. W tej chwili myślimy przede wszystkim o powrocie do normalności, a co będzie później, zobaczymy. Mam jeszcze rok kontraktu i myślę, że jak sytuacja się uspokoi, to usiądziemy i zastanowimy się nad tym, jaki będzie następny krok.

Teraz jesteś bliższy pozostania w Dinamie czy podjęcia nowego wyzwania?
Ciężko powiedzieć. To nie jest łatwa decyzja. Wpływa na to wiele czynników. W tym momencie jest wiele argumentów za kontynuowaniem gry w Dinamie, ale pojawiają się też takie, które karzą sprawę jeszcze przemyśleć. Na pewno świetnie się tu czuję. Zbudowałem mocną pozycję w zespole. Od tego roku odgrywam jedną z kluczowych ról. Nie wiem jednak, czy trener Bjelica nadal będzie naszym szkoleniowcem, a także jak do sprawy nowego kontraktu podejdą władze klubu, biorąc pod uwagę obecną sytuację. W czerwca do końca mojej umowy pozostanie równo rok. Zapisy w kontrakcie są takie, że do maja musimy się określić, co dalej. Rozmawiamy od miesiąca. Za nami trzy spotkania, ale póki co wszystko uległo zawieszeniu. Podejrzewam, że nie wznowimy tych rozmów na takiej zasadzie, jak miało to miejsce przed miesiącem. Muszę to skonsultować z menadżerem, moim ojcem oraz żoną. Wówczas podejmiemy decyzje, co będzie dla nas najlepsze. Mam nadzieję, że przede wszystkim dogramy ten sezon i że będzie mi dane zdobyć z Dinamem drugie mistrzostwo w karierze, a także że przy okazji poprawię jeszcze trochę swoje statystki. Wówczas będzie czas na to, żeby się na spokojnie zastanowić, co dalej.

Odkąd odpaliłeś w Wigrach Suwałki, cały czas poprawiasz swoje liczby. Nie ma na to wpływu także fakt, że z każdym kolejnym transferem poprzeczka idzie w górę. Masz szczęście do trenerów czy trafiałeś do miejsc, w których po prostu dobrze się czułeś?                                 

W Wigrach szkoleniowiec całą grę podporządkował mojej osobie. Trener Dominik Nowak robił wszystko, żebym się dobrze czuł. Zrobił ze mnie lidera zespołu. Strzelałem karne i rzuty wolne, wszystko było skrojone pod Kądziora. Po transferze do Górnika odpowiedzialność zaczęła rozkładać się na kilka osób. Rafał Kurzawa, „Wolsztyn”, Igor Angulo, który strzelał masę goli. Na dobre statystyki składa się wiele czynników.  Przede wszystkim musisz dobrze się czuć w danym miejscu. W Suwałkach i Zagrzebiu czułem się wręcz wyśmienicie. Zaufanie trenera i kolegów z zespołu procentuje na boisku. Umiejętności to również ważna kwestia, ale gdy nie odnajdujesz się w danym miejscu, to ciężej jest je zaprezentować. Dodatkowo muszę powiedzieć, że ja te liczby zawsze miałem. Bez względu na poziom rozgrywkowy. Teraz już jakoś szczególnie się na tym nie koncentruję. Cieszę się grą, a bramki i asysty przychodzą same. Mam to szczęście, że piłka mnie szuka i często spada pod nogę, czym zwiększa się prawdopodobieństwo, że trafię, albo zaliczę ostatnie podanie. Do tego dochodzi oczywiście praca nad swoimi niedoskonałościami. Przeciwnicy też nie są ślepi i nastawiają się na neutralizację rywala. Pierwszy przykład z brzegu, to gra głową. Do czasu przejścia do Dinama nie miałem żadnej bramki zdobytej w ten sposób, a w Zagrzebiu już chyba pięć razy trafiłem główkując. To jest efekt konsekwentnej pracy nad sobą. Jeśli jeszcze dodatkowo czujesz tę radość z gry, to wszystko przychodzi łatwiej. W tym momencie jestem szczęśliwy w życiu prywatnym i zawodowym, co widać na boisku. Mam jednak nadzieję, że to jeszcze nie jest mój najlepszy moment w karierze. Że wszystko dopiero przede mną.

To też przełożyło się na reprezentację Polski. Strzeliłeś gola w meczu z Izraelem. Twoje zacięcie doprowadziło cię do stałych powołań do kadry. Tylko minut spędzonych na boisku mogłoby być jeszcze więcej.
W sumie nie uzbierałem ich jeszcze nawet dziewięćdziesięciu. Mam na koncie gola, co było chyba najpiękniejszym momentem w mojej dotychczasowej przygodzie z piłką. Bardzo się z tego powodu cieszę, to ogromny powód do dumy, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Uważam, że zasłużyłem na to miejsce swoją dobrą postawą. Zawsze staram się dać dobry sygnał, nie ważne, czy to trening, czy kilka minut na boisku. Sądziłem, że po tej bramce z Izraelem przyjdą kolejne szanse do udowodnienia swojej przydatności. Tak się jednak nie stało, ale nie mam na to wpływu. Muszę dalej dawać z siebie wszystko.

Może to kwestia czasu, a w głowie selekcjonera Jerzego Brzęczka pojawia się koncepcja, jak cię wykorzystać dla dobra zespołu?
Tutaj moglibyśmy wrócić do statystyk. Powodem moich przenosin do każdego kolejnego klubu zawsze była osoba trenera. Do Wigier trafiłem, bo chciał mnie trener Nowak. U niego moja forma eksplodowała i czułem się naprawdę mega mocny. Wydobył ze mnie wszystko, co najlepsze w tamtym momencie. Później zadzwonił trener Marcin Brosz. To znów dawało dużo do myślenia. Czułem, że szkoleniowiec wierzy w moje umiejętności i to nie jest przypadek. Wiele mu zawdzięczam. Dzięki niemu zagrałem swój pierwszy kompletny sezon w ekstraklasie. Następnie zadzwonił do mnie trener Bjelica, a rzadko się przecież zdarza, że zagraniczny szkoleniowiec osobiście się z tobą kontaktuje i przekazuje swój pomysł na zawodnika w prowadzonym zespole. Nie ma też się co oszukiwać, że Dinamo nie często sięga po zawodników z Polski, a jest to jeden z najsilniejszych zespołów w swoim regionie. Wiem, że trener miał inne opcje, chodziło o wypożyczenia z czołowych europejskich lig, ale powiedział, że chce Kądziora, bo zapewnię drużynie bramki i asysty. Powiedział, że ceni mnie za efektywność. W zasadzie od tamtego momentu mamy bardzo dobrą relację. Mogę z nim porozmawiać o najbardziej błahych sprawach, a ten kontakt jest bardzo ważny. Pamiętam, że jak pierwszy raz do mnie zadzwonił, to byliśmy z żoną podczas miesiąca miodowego. Oddzwoniłem po dwudziestu minutach mówiąc, że skracam wakacje i stawiam się na pierwszym treningu. Od początku czułem zaufanie szkoleniowca i chłopaków z zespołu. W takiej sytuacji łatwiej jest pokazać swoje walory na boisku. W reprezentacji muszę jeszcze mocniej popracować na zaufanie selekcjonera Brzęczka. Może przejście do mocniejszego klubu byłoby dodatkowym sygnałem? Tego nie wiem. Być może trener ma na mnie jakiś inny pomysł. Pozostaje cierpliwie czekać i dawać kolejne sygnały.

Łączy Nas Piłka 

udostępnij na fabebook
Skomentuj:
nick*
komentarz*