23.06.2020

Kamil Skrzypkowski, ikona Ślepska Malowu Suwałki kończy karierę. Zmiana ról

Przez 11,5 sezonu gry w augustowskim, a później suwalskim klubie popularny Skrzypek przeszedł drogę od II do PlusLigi. W kolejnym sezonie będzie już asystentem trenera.

Z informacji umieszczonej na stronie internetowej klubu wynika, że przyczyną zamiany boiska na trenerską ławkę w twoim przypadku jest kontuzja kolana...

- W chwili w której rozmawiamy jestem zdrowy na 99 procent, tak przynajmniej twierdzi lekarz i deklaruje, że mnie wyleczy ...

Czy powiedział kiedy wrócisz do pełni sił?

- Nie, takiego terminu nie podał. Jak nie trenuję mocno tylko biegam, jeżdżę na rowerze czy gram w piłkę to nic mnie nie boli. Nie wiem jednak co by się stało, gdybym trenował z pełnym obciążeniem. Zdaniem lekarza musiałem odpoczywać przez trzy miesiące i tyle odpoczywałem.

Słyszałem, że w klubie był przymiarki do zmiany dla ciebie pozycji z przyjmującego na libero...

- Rzeczywiście był taki pomysł, a że w karierze grałem kiedyś pół sezonu na tej pozycji ze zmianą nie byłoby specjalnego problemu... Po raz pierwszy w roli libero zagrałem w Suwałkach w sezonie 2009/10 w meczu I ligi z Avią Świdnik, a powodem była kontuzja Tomka Knasieckiego, który w tym sezonie już nie wrócił do gry. Niestety, zabrakło nam doświadczenia i ten mecz przegraliśmy 0:3.

Kamil, chłopcy z reguły wolą piłkę „kopaną” czyli nożną, niż „odbijaną” jaką jest siatkówka. Ty postawiłeś na siatkówkę – dlaczego?      

- Pod wpływem pierwszego nauczyciela wf-u, a był nim Andrzej Sosna, który do drużyny siatkarzy wybierał najwyższych chłopaków w szkole. Mnie „wyłowił” na korytarzu i tak trafiłem do siatkówki. Ale grałem też w piłkę nożną w Turze Bielsk Podlaski. Nie długo, bo żeby dotrzeć na piłkarskie boisko musiałem przejechać przez całe miasto, a boisko do siatkówki miałem w szkole położonej bliżej domu. Ale epizod piłkarski też mam za sobą. Na podwórku długo grałem jeszcze w nożną z kolegami, ale trenowałem już siatkówkę.

Co takiego jest w siatkówce, że związałeś z nią swoją sportową przyszłość? 

- Bo jest to dyscyplina bardzo techniczna, a teraz także taktyczna. To nie jest sport siłowy, ale dla szybkich, skocznych, wymaga przygotowania technicznego, szczególnie na pozycjach rozgrywającego czy libero. Ważny jest też wzrost, a tego Bóg mi nie poskąpił.

Rozumiem, że o tej szybkości, skoczności rozmawiałeś ze spikerem spotkań Ślepska w Suwałkach i dlatego on wybiegającą na parkiet drużynę Ślepska Malowu skanduje: „Szybcy, skoczni, niebezpieczni!!!”.

- W siatkówce odbicia systemem dolnym, a jeszcze trudniejsze opanowanie tego elementu. W piłkę nożną gra niemal każde dziecko, ale kiedy zobaczy na czym polega siatkówka, jak jest atrakcyjna nie tylko dla kibiców, ale samych siatkarzy, często zamienia piłkę nożną na piłkę siatkową. skoczność i szybkość odgrywają bardzo ważną rolę. Łatwiej jest kopnąć piłkę niż zagrać ją perfekcyjnie rękami. 

Przypomnij, jak wyglądał początek twojej siatkarskiej przygody, bo chyba o przygodzie możemy mówić?

- Bez wątpienia siatkówka to mój zawód i moja przygoda, życiowa przygoda. Treningi zaczynałem w klasie czwartej podstawówki. Jako uczeń klasy szóstej zacząłem dojeżdżać do Białegostoku na treningi kadry województwa, a później makroregionu podlaskiego i lubelskiego... Ostatecznie wylądowałem w MUKS 15 Białystok u trenera Kaczmarka. Kiedy zaczynałem nie było jeszcze określonych pozycji na boisku, a grało się sety do 15 punktów. W tamtych latach siatkówkę młodzieżową można było trenować jeszcze w Suwałkach w drużynie prowadzonej przez Tadeusza Jasińskiego. Kiedy skończyłem podstawówkę, a MUKS 15 Białystok zaczął mieć problemy, trener Kaczmarek wysłał mnie na na tygodniowy obóz do MOS Wola Warszawa. Spodobało mi się tam tak bardzo, że 1 września zabrałem dokumenty z LO w Białymstoku i przeniosłem się do Warszawy i grałem tam przez trzy lata.

A pierwszym seniorskim klubem, z którym się związałeś był...

- Pierwszoligowy wówczas Moderator Pronar Hajnówka, to był rok 2005 lub 2006, ale dokładnie nie pamiętam.  

A pamiętasz swój pierwszy mecz w drużynie seniorów? 

- Zostałem wrzucony na bardzo głęboką wodę, bo była to pierwsza liga. Wówczas inaczej traktowało się młodych zawodników, mało mówiło się o taktyce, mało trenowało na siłowni. A młodzi, chcąc rywalizować ze starszymi, musieli pracować więcej i ciężej żeby im dorównać.

W sezonie 2008/2009 trafiłeś do II-ligowego Ślepska Augustów, przed którym działacze postawili zadanie wywalczenia awansu do I ligi. Razem z tobą do zespołu prowadzonego przez Adama Aleksandrowicza dołączyli między innymi Maciek Główczyński i Wojtek Iwanowicz. W drodze do turnieju finałowego pokonaliście między innymi twój były klub MOS Wola Warszawa, a w finale w Kielcach Jokera Piła i Farta Kielce. Awans ten był sukcesem głównego sponsora klubu Stoczni Jachtowej Ślepsk Augustów i waszym jako sportowców, ale okazał się gwoździem do trumny siatkówki nad Nettą. Z ratunkiem dla Ślepska pośpieszył wówczas nieżyjący już prezydent Suwałk Józef Gajewski. Pamiętasz swój pierwszy mecz w barwach Ślepska Suwałki w I lidze?

- To było spotkanie z Energetykiem Jaworzno, które wygraliśmy 3:1. Ale z tego meczu w pamięci pozostał mi jeszcze jedne incydent. Mam na myśli odpalenie rac w hali II LO (był protestem kibiców Ślepska Augustów za przeniesienie drużyny do Suwałk), bo tam zaczynaliśmy grę o ligowe punkty, co spowodowało półgodzinną przerwę w grze.

Jedynym z ważniejszych, jeśli nie najważniejszym meczem Ślepska w debiucie w I lidze było spotkanie w Suwałkach z BBTS Bielsko-Biała, wygrane przez was 3:0, a ty zostałeś wybrany najlepszym zawodnikiem gospodarzy.

- Był to chyba nasz najlepszy mecz w sezonie, chyba mam gdzieś stauetkę.

Najtrudniejszy mecz w I lidze?

- To były spotkania o utrzymanie się. Najpierw w play-out z Bałtykiem Morzem Szczecin, później turniej barażowy w Kamiennej Górze. Z ekipą ze Szczecina zespół, który zagra w barażach o pozostanie w pierwszej lidze wyłonił dopiero piąty mecz. Pierwsze dwa w Suwałkach dla nas, dwa następne w Szczecinie dla Bałtyku i piąty u nas 3:0 dla Ślepska.  W Kamiennej Górze za faworytów uważano gospodarza tamtejsze Sudety i Energetyka Jaworzno. Ale to my po zwycięstwach 3:0 z Energetykiem i 3:1 z Sudetami cieszyliśmy się z utrzymania. Po meczu z Sudetami,  niemal o północy, na rynku w Kamiennej Górze otworzyliśmy butelkę szampana. A w ostatnim meczu, grając już rezerwami i o przysłowiową pietruszkę, ulegliśmy 1:3 AZS UAM  Poznań.  

Ligowy mecz, który utkwił ci w pamięci?

- Wszystkie o awans przed dwoma laty zwycięskie z Nysą i awans do PlusLigi. Wcześniej przegrane niestety finały z Zawierciem, w którym zagrałem z nie do końca zaleczoną kontuzją. Całą rywalziację, w tym ostatni piąty mecz, przegraliśmy 2:3.

Gdybyś dziś miał utworzyć historyczną najsilniejszą szóstkę Ślepska, to jak by ona wyglądała?

- To trudne pytanie, na które nie dam jednoznacznej odpowiedzi. Wszystkie mecze były ważne, w każdym ktoś zagrał świetnie, ktoś nieco słabiej. Chyba byłaby to szóstka, która wywalczyła awans do Plus Ligi. Grałem z wieloma zawodnikami z którymi miałem lepszy i gorszy kontakt. Taki Seba Wójcik, który przyjmował na prostych nogach, ale piłka zawsze odbijała się od niego i leciała tam, gdzie on chciał. Miałem to szczęście, że grałem z Gonciem (Kacper Gonciarz – dop. wł.), który gra szybko, Jackiem Malczewskim, który miał miękkie palce, Josuhua Tuanigą, Łukaszem Jurkojciem. To jeśli chodzi o rozgrywających. Lubię zawodników technicznych, takich jak Nico Szerszeń, rewelacyjny na zagrywce i w ataku, Kuba Rohnka... 

W karierze miałeś półroczną przerwę na grę w ... Augustowie,

- Miałem kontuzję, urodził mi się drugi syn, byłem zmęczony, ale nie chciałem rezygnować z gry. Dlatego poszedłem do Centrum Augustów i po półrocznym pobycie okazało się, że Ślepsk szuka przyjmującego, a ja też chciałem wrócić do Suwałk i ... wróciłem.

Ty i Rudy, czyli Łukasz Rudzewicz jesteście takimi ikonami Ślepska Suwałki, wzorem wierności klubowym barwom na dobre i na złe...

- Duże słowa...

Zakończyłeś karierę zawodniczą, zaczynasz trenerską u boku Andrzeja Kowala, doświadczonego szkoleniowca. Jakie swoje doświadczenia z 12 lat gry chciałbyś przekazać trenerowi Kowalowi. 

- Jestem związany z  Suwałkami i chcę tu zostać. Miałem propozycje w pierwszej ligi, ale ich nie przyjąłem, nawet jak były korzystniejsze odrzucałem je. I poszła o mnie taka fama, że nie ma po co dzwonić, bo i tak ze Ślepska i Suwałk nie odejdę. Zawsze myślałem, żeby po zakończeniu kariery zawodniczej zająć się pracą szkoleniową. To dla mnie olbrzymia szansa, żeby się rozwinąć. A jeśli chodzi o doświadczenia to skupiłbym się na tym jak poprawić przyjęcie, jak zagrywać, ale przede wszystkim chcę się od niego uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć. 

Jak widzisz przyszłość Ślepska Malowu?

- Odejście Szerszenia to duża strata, ale jest Kuba Rohnka, no i nie ma ludzi nie do zastąpienia. W jakim składzie zagramy, okaże się wkrótce.

Czego życzyłbyś sobie na zakończenie kariery zawodniczej i na początku trenerskiej.

-  Ciekawych i wygranych spotkań w Plus Lidze, bo to buduje atmosferę w drużynie. Rozwijają się Suwałki, rozwija się klub, zaplecze sportowe. Ale najważniejszy jest spokój i konsekwencja w dążeniu do realizacji postawionych celów, utrzymanie atmosfery jaka panuje na naszych meczach, stworzonej przez wspaniałych kibiców. Reprezentacja ma swojego „Małego rycerza”, a my „Szybkich, skocznych, niebezpiecznych...” i niech tak zostanie.

Życzę sukcesów w pracy trenerskiej i dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Tadeusz Moćkun

udostępnij na fabebook
Skomentuj:
nick*
komentarz*