O większą rozwagę polityków zaapelował Lech Biegalski, szef pierwszej suwalskiej Solidarności. Obawia się on, że dla doraźnej kariery ryzykują oni bezpieczeństwo mieszkańców Suwalszczyzny. Wzywa ich też do opierania programów wyborczych na pozytywnym przekazie, a nie na strachu.
- To totalna głupota ściągać na nasze terytorium kilka brygad wojsk NATO i robić z naszego kraju teren działań wojennych. To totalne samobójstwo, bo Suwalszczyzna jest na pierwszej linii ognia - przestrzega Lech Biegalski, który na początku lat 80. przewodniczył Zarządowi Regionu Pojezierze NSZZ Solidarność. Swoim działaniem obejmował on teren województwa suwalskiego.
Szykanowany i inwigilowany przez służbę bezpieczeństwa opozycjonista w 1984 roku wyemigrował do Kanady. Wciąż jest zaangażowany w walkę o przestrzeganie praw człowieka. Na bieżąco śledzi też sytuację w Suwałkach. Byłego działacza Solidarności oburzyły ostatnie wypowiedzi polityków m.in. Anny Marii Anders, która przestrzegając przed zagrożeniem ze Wschodu, domaga się ulokowania na Suwalszczyźnie bazy amerykańskiego wojska.
- Nie wolno antagonizować, demonizować i prowokować Rosji. Nie powinno się też szerzyć antyrosyjskiej histerii opartej na kłamstwach. Proponuję, aby ci cyniczni politycy, którzy dziś podpuszczają naród, sami wzięli ułańskie szabelki i poszli z nimi na Rosję. Ludzie nie chcą wojny, ludzie chcą żyć w pokoju - akcentuje.
Zdaniem Biegalskiego powinno się wyciągać wnioski z historii i nie liczyć na militarną pomoc z zewnątrz, bo „nawet jeśli taka nadejdzie, to dla suwalczan będzie za późno”. Jego zdaniem polityka USA prowadzona jest kosztem bezpieczeństwa Polski, a walka z terroryzmem jest dla amerykanów tylko pretekstem do militarnych interwencji.
- Wracam dziś po latach na Suwalszczyznę, aby Jarkowi Zielińskiemu, Annie Anders i innym zaślepionym ekstremistom powiedzieć w twarz, że oczekuję od nich odpowiedzialności za kraj, za nasz region, za ludzi! Nie róbcie kariery na wyszukiwaniu „wspólnego wroga”. Zacznijcie robić karierę na programach pozytywnych. Wiem, że to trudniejsze, lecz jeśli tego nie potraficie, to znaczy, że się nie nadajecie na stanowiska, o które u naszych wyborców zabiegacie - apeluje działacz opozycji demokratycznej.
Lech Biegalski w latach 1980-81 pełnił funkcję przewodniczącego regionu Solidarności, który obejmował działaniem całe województwo suwalskie. Negocjował z władzami przejęcie na cele społeczne budynku komitetu wojewódzkiego PZPR przy ulicy Noniewicza. Brał też udział w okupacji pomieszczeń Urzędu Wojewódzkiego.
- Był to okres rodzenia się Solidarności, który zakończył się stanem wojennym. Potem Solidarność już nigdy nie była ta sama - wspomina Biegalski.
W grudniu 1981 roku uniknął internowania i ukrywał się na terenie Gdańska i Sopotu. Pozostawał w stałym kontakcie z Bogdanem Lisem, przywódcą podziemnej Solidarności. Urzędowi Bezpieczeństwa nie udało się go zatrzymać przez dwa lata. W 1983 roku ujawnił się korzystając z ustawy amnestyjnej. Nie mógł jednak wrócić do pracy i nadal był szykanowany. Rok później wyjechał do Kanady, gdzie obecnie pracuje jako nauczyciel matematyki.
(mkapu)
[08.04.2015] Black Hawk nad Suwałkami. US Army nie daje o sobie zapomnieć [wideo]
[25.03.2015] Piwo z amerykańskim kawalerzystą. US Army na pizzy w Suwałkach
[23.03.2015] Amerykańska kawaleria jedzie przez Suwalszczyznę [wideo i zdjęcia]