Lekarze ginekolodzy z niepokojem obserwują znaczny wzrost liczby porodów poprzez cesarskie cięcie. Kobiety boją się bólu i komplikacji, a lekarze konsekwencji prawnych.
Według badań prowadzonych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), liczba porodów przez cesarskie cięcie wykonanych ze względu na wskazania medyczne powinna wahać się między 10 a 15 proc. Tymczasem statystyki pokazują, że w Polsce drogą cesarskiego cięcia na świat przychodzi aż 38 proc. dzieci. Najwięcej cesarek wykonuje się w województwie podlaskim i dolnośląskim– około 34,3 procent.
- Ilość cięć stale wzrasta. Nie wiem, z czego to wynika. Jest to problem ogólnopolski. Wszyscy lekarze ginekolodzy to dostrzegają. Panie boją się bólu. Chyba też ulegają modzie. Cięcie cesarskie powinno być przeprowadzane jedynie wtedy, gdy są ku temu wskazania medyczne – mówi lekarz Andrzej Żyliński, ordynator Oddziału Ginekologii, Patologii Ciąży i Położnictwa suwalskiego szpitala.
Temat cięć cesarskich jest bardzo trudny i skomplikowany, ponieważ każdą ciążę i sposób jej rozwiązania należy traktować bardzo indywidualnie. Lekarz nigdy nie wie, jaki będzie finał porodu. W przypadku niektórych pań, chociażby z przyczyn zdrowotnych, czy stanu zdrowia dziecka, dużo wcześniej wiadomo, że cesarka to jedyny sposób rozwiązania ciąży. Przesłanki do takiego rozwiązania ciąży, to głównie: zbyt mała waga dziecka – 1500 - 2500 g, zbyt duża – około 4 kg, nieprawidłowe ułożenie płodu, ciąża mnoga, choroby matki, brak postępu porodu, przedwczesne odklejenie łożyska.
Pani Marta już na początku trzeciego trymestru wiedziała, że jej dziecko urodzi się drogą cesarskiego cięcia.
- Mój pierwszy syn przyszedł na świat „siłami natury”. Z drugą ciążą wiedziałam, że będą kłopoty. Synek był okręcony pępowiną. Wskazywały to zdjęcia USG. Późniejsze USG wykonane już w 4 D tylko to potwierdziło. Zdecydowałam się na prywatną klinikę w Białymstoku. Uzgodniliśmy termin. Wiedziałam, że nasz syn urodzi się 15 marca. Za operację zapłaciliśmy około 2 tys. złotych, ale tak naprawdę nie mieliśmy wyjścia. Wiadomo, że każdy rodzic chce, aby jego dziecko było zdrowe - mówi pani Marta.
- Wiele moich koleżanek zdecydowało się na cięcie cesarskie, bo nasłuchały się wcześniej opowieści o ogromnym bólu. W wielu programach mówi się o dzieciach, które urodziły się z niedotlenieniem, uszkodzeniami mózgu. Kobiety boją się, bo jeśli stanie się coś złego, to konsekwencję będą na całe życie – mówi pani Marta.
Panie szukają różnych sposobów na „załatwienie cesarki”. Bywa, że wymyślają choroby.
- Miałem raz pacjentkę, która sfałszowała kartę ciąży swojej siostry. Takie postępowanie jest bardzo niebezpieczne. Gdybym tego nie zauważył i podczas porodu doszło do jakiś komplikacji, moglibyśmy podać pacjentce nie takie leki jak trzeba. Przecież to mogłoby doprowadzić do tragedii – opowiada Żyliński.
- Zdarza się, że już w trakcie porodu pacjentki zaczynają żądać cesarki, panikują, denerwują się. Często presję na lekarzu wywiera też mąż czy partner. Straszą lekarzy sądami. Jeśli próby uspokojenia nie powiodą się, ulegamy. Robimy cesarkę. Jeśli pacjentka nie jest psychicznie przygotowana na poród, nie możemy jej zmusić. Jest to niebezpieczne i dla niej i dla dziecka – mówi Żyliński.
Paniczny lek przed porodem to tokofobia.
Nie wolno zapominać, że cięcie cesarskie, to operacja - nacięcie ścian jamy brzusznej i macicy. Przeprowadza się je zazwyczaj w znieczuleniu podpajęczynówkowym. Znieczulenie ogólne podawane jest tylko w wyjątkowych przypadkach, na przykład w razie ciężkiego uszkodzenia płodu, zagrożenia życia matki.
Taki poród, to większe ryzyko powikłań. Kobieta dłużej dochodzi do formy po porodzie. Może mieć problemy z karmieniem piersią.
- Za kilka lat, na przykład w razie nowotworu narządów rodnych, mogą pojawić się kłopoty z leczeniem, bo okaże się, że w środku są zrosty – mówi Żyliński.
Dla noworodka „cesarka" to przede wszystkim bardzo duży stres. Stres u noworodków urodzonych fizjologicznie jest wydzielany stopniowo, natomiast noworodki z cięcia cesarskiego narażone są na stres nagły. Zwiększa to ryzyko wystąpienia astmy, alergii czy cukrzycy oraz chorób układu pokarmowego. Większość dzieci urodzonych przez cięcie cesarskie wymaga sztucznej wentylacji oraz resuscytacji od razu po przyjściu na świat.
Naukowcy dowiedli, że dzieci urodzone przez „cesarkę” częściej zapadają na choroby immunologiczne, próchnicę, choroby serca i nowotwory.
- Panie po szkole rodzenia są zdecydowanie lepiej przygotowane psychicznie na poród. Rodzą w sposób naturalny – mówi Żyliński.
Suwalski Urząd miasta ogłosił przetarg na szkołę rodzenia, która w tym roku zadba o edukację przedporodową suwalczanek.
- Do przetargu zgłosiły się dwie szkoły. Trwa procedura konkursowa. Jedna z nich dostanie od urzędu miasta 30 tys. złotych na przygotowanie kobiet do porodu naturalnego – mówi Jarosław Filipowicz, rzecznik prasowy suwalskiego ratusza.
Program skierowany jest dla par, które spodziewają się pierwszego dziecka. Nie ma ograniczenia wiekowego dla przyszłych rodziców. Dzięki dofinansowaniu, pary chcące przystąpić do zajęć w szkole rodzenia, pokryją jedynie symboliczną kwotę kursu. W minionym roku w szkoleniach dofinansowanych przez miasto wzięło udział 75 par.
J. Moćkun
J. Brozio