Jeżeli w czwartek, 9 września na mityngu Diamentowej Ligi w Zurychu żadna z oszczepniczek nie wzniesie się na wyżyny, Maria Andrejczyk zapewne zakończy sezon jako liderka list światowych.
Prosto z igrzysk w Rio, gdzie w eliminacjach rzuciła owe rekordowe 67,11 m, a w finale, po raz pierwszy w karierze aż czterokrotnie pokonała odległość 60 m i z wynikiem 64,78 zajęła czwarte miejsce zawodniczka suwalskiej Hańczy poleciała na inny mityng Diamentowej Ligi - do Lozanny. – Tam osiągnęła ledwie 53,49 i był to jej ostatni rzut w sezonie.
- Tyle to ja rzucam z doskoku, bez rozbiegu – mówi Majka. – Podczas ostatniej próby w Rio doznałam kontuzji barku i w Lozannie skupiona byłam tylko na walce z bólem. Czułam, że będzie źle, ale nie wiedziałam, że aż tak. Chciałam zadebiutować w Diamentowej Lidze i wyszło, jak wyszło. Nie powinnam tam startować, bo mogłam sobie zrobić wielką krzywdę.
Dwudziestoletnia dziewczyna z Kukli miała w planach występ w sobotnim mityngu ISTAF w Berlinie, i właśnie w Zurichu.
- Żal mi zwłaszcza tego Berlina, bo na swoje pożegnalne zawody zaprosiła mnie Christina Obergfoel. Trudno, ona kończy swoją wielką karierę, a ja zaczynam.
Zamiast w Berlinie, był występ w Dzień Dobry TVN, gdzie Majka gościła razem z mamą. Wcześniej nasza olimpijka była gościem radiowej audycji Przy Muzyce o Sporcie.
- Otrzymuję sporo takich zaproszeń, wykorzystuje swoje pięć minut – śmieje się Majka. – Dopiero teraz dociera do mnie, jakim oddźwiękiem w kraju odbił się mój występ w Rio. Dobrze, że nie było mnie w Polsce, kiedy było to wielkie „wow”. Może i dobrze też, że z Brazylii nie przyleciałam prosto do Polski i nie było wielkiego powitania. Przynajmniej sodówa nie uderzyła mi do głowy. Jeżeli chcę odnosić sukcesy, muszę dalej ciężko pracować, no i pozostać sobą.
Wszyscy pytają Majkę o te nieszczęsne dwa centymetry, jakie dzieliły ją od brązowego medalu olimpijskiego.
- Rekordowym rzutem w eliminacjach sama sobie narobiłam wielkiego apetytu na ten medal i teraz czuję się zawiedziona – mówi jedna z najpopularniejszych dzisiaj polskich sportsmenek. - Musze jak najszybciej wyrzucić z pamięci ten konkurs, mam nadzieję, że przede mną jeszcze niejedne igrzyska.
Olimpijskiego debiutu nie da się jednak zapomnieć. Fantastyczna, nie do opowiedzenia atmosfera w wiosce, walka z tremą na stadionie, długie, przynajmniej godzinne podróże z miejsca na miejsce podróże w zakorkowanym, pięknym, ale i niebezpiecznym mieście.
Teraz Majka cieszy się pobytem w domu, wkrótce pojedzie z przyjaciółkami na kilka dni do Zakopanego. Potem czeka ją wizyta u lekarzy specjalistów w Poznaniu, którzy powinni pomóc wyleczyć bolący bark i kolano, na które narzeka niemal od początku sezonu. Jest nadzieja, że nie trzeba będzie niczego operować.
Od października ubiegłoroczna maturzystka LO w Sejnach, w którym kilka dni temu gościła na inauguracji roku szkolnego, trochę więcej czasu będzie spędzała w stolicy województwa. Zostanie studentka filologii angielskiej na Uniwersytecie w Białymstoku.
- Przyda się jej nowe towarzystwo, trochę inny, pozasportowy świat - mówi Karol Sikorski, trener najlepszej polskiej oszczepniczki i w Hańczy Suwałki, i w kadrze narodowej. – Majka będzie miała indywidualny tok studiów, bo jesienią i zimą czekają nas zgrupowania w kraju i zagranicą.
Karol Sikorski, na co dzień nauczyciel ZSO w Sejnach, obliczył że od rozpoczęcia przygotowań do tegorocznego sezonu nie było go w domu przez cztery miesiące. Majki jeszcze dłużej, bo sama wyjeżdżała na mityngi do Pekinu, Pragi, Lucerny czy Lozanny. Pod okiem swojego nauczyciela i szkoleniowca zawodniczka co roku poprawia swoje życiowe osiągniecia o 5-6 metrów. Ubiegłoroczna mistrzyni Europy juniorek kończyła poprzedni sezon z wynikiem 62,11. W tym najpierw wyrównała rekord Polski – 64,08 m, a potem, w Rio, dorzuciła ponad trzy metry i została samodzielną rekordzistka Polski – 67,11. W tym roku żadna z rywalek nie zbliżyła się do tego rezultatu. Chorwatka Sara Kolak została mistrzynią olimpijską w Rio z wynikiem 66,18 m.
- Majka może rzucać jeszcze dalej, ma olbrzymie rezerwy i siłowe, i szybkościowe – uważa Karol Sikorski. – Kocha ciężko pracować, ale muszę hamować jej ambicje i kierować jej treningiem bardzo rozsądnie. Najważniejsze jest zdrowie bardzo młodej przecież zawodniczki, której kariera ma trwać wiele lat.
Na dobre też, od selekcjonerskiego debiutu na mistrzostw Europy juniorów 2015 r. w Szwecji, rozpoczęła się międzynarodowa kariera szkoleniowca. Karol Sikorski prowadził Majkę na ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Pekinie oraz tegorocznych mistrzostwach Europy w Amsterdamie i igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro.
- Podczas trzech największych imprez na świecie zdobyłem olbrzymie doświadczenie i szkoleniowe, i organizatorskie - logistyczne, bo dla nas zawody rozpoczynają się kilka godzin przed startem – opowiada Karol Sikorski. – Zupełnie inaczej będę teraz patrzył na zawody niższej rangi.
Dojazdy na zawody i treningi, nowe znajomości, wymiana spostrzeżeń – trenerowi czas w wiosce olimpijskiej mijał błyskawicznie. Niewiele pozostawało go na zwiedzanie, na spacery po Copacabanie – ze względów bezpieczeństwa, najlepiej w grupach. Szkoleniowiec oglądał nie tylko zawody lekkoatletyczne. Udało się mu zdobyć wejściówki na mecze naszych piłkarzy ręcznych z Niemcami.
- Największa satysfakcję, obok wyników, daje to, że Majka, która od V klasy podstawówki zaczęła się bawić w sport, zyskała taką popularność, zdobyła tak wielu kibiców i znakomicie promuje rzut oszczepem kobiet - mówi Karol Sikorski. Dzieci z małych środowisk mają kogo naśladować. Muszą się jeszcze przekonać, że do osiągania sukcesów nie wystarczą warunki fizyczne i talent. Wszystko musi poparte ciężką pracą, mocnym charakterem i osobowością.
Wojciech Drażba