O tym, że w niedzielę walka będzie wyrównana i zadecydować może każdy głos przekonywał podczas czwartkowej konferencji w Suwałkach poseł Jarosław Gowin, prezes Porozumienia.
To ugrupowanie, wchodzące w skład klubu parlamentarnego PiS, udaremniło przeprowadzenie wyborów prezydenta RP 10 maja. Jarosław Gowin swój sprzeciw przepłacił utratą stanowisk ministra nauki i wicepremiera. W Suwałkach apelował zwłaszcza do niezdecydowanych oraz tych, którzy w pierwszej rundzie głosowali na Krzysztofa Bosaka, Władysława Kosiniaka-Kamysza i Szymona Hołownię.
– Wielu z ich wyborców podziela tradycyjne polskie wartości i chce żyć w państwie stabilności i rozwoju, a nie stagnacji i chaosu. Zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego prowadziłoby do nieustającej wojny na górze. Dzisiaj w czasach epidemii powinniśmy się skupiać na tym, aby walczyć o miejsca pracy, o to by jak najmniej osób ucierpiało przez epidemię. W moim przekonaniu i z punktu widzenia interesu Polski, najlepiej będzie, jeśli prezydentem pozostanie Andrzej Duda – opowiadał szef Porozumienia.
Jarosław Gowin, który w czwartek odwiedził kilka miast w Podlaskiem, wcześniej należał m.in. do Platformy Obywatelskiej, w latach 2011-2013 był ministrem sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska. Odszedł po porażce z Donaldem Tuskiem w wyborach o przywództwo w tej partii.
W piątek natomiast w województwie podlaskim o głosy na Rafała Trzaskowskiego prosił będzie polityk, który przeszedł odwrotną drogę. Radosław Sikorski, bo o nim mowa, był ministrem obrony narodowej w rządzie PiS (2005-2007), a w rządzie Platformy Obywatelskiej - ministrem spraw zagranicznych (2007-2014).
WD