Pochodzący z Suwałk skrzypek był w epicentrum zamachu terrorystycznego w Brukseli. Adam Roszkowski z tamtejszego lotniska wraz orkiestrą odlecieć miał na występy do Tajlandii. Syn suwalskich fotografów nie tylko uniknął śmierci, ale wrócił na miejsce wybuchu i uratował swoje skrzypce.
- Najpierw kilkadziesiąt metrów za, a potem przed mną wybuchły kolejno dwie bomby. Pamiętam ludzi z odłamkami szkła w skórze leżących na podłodze z poważnymi obrażeniami. Wtedy pomyślałem, że szkoda mi moich uszu. Jestem muzykiem - opowiadał Adam Roszkowski brukselskiemu korespondentowi TVN.
Suwalski skrzypek od lat jest solistą w brukselskiej filharmonii. Pechowego dnia z innymi muzykami czekał w hali odlotów lotniska Zaventem. Wraz z orkiestrą miał lecieć na występy do Bangkoku.
Muzyk uciekając zgubił dokumenty i bagaż. Wrócił jednak na miejsce wybuchu. Nie mógł pozwolić, aby zniszczeniu uległy jego skrzypce.
- O tym, że był tam nasz syn dowiedziałem się dopiero wieczorem. Wcześniej mówił, że ma lecieć do Tajlandii i byliśmy przekonani, że opuścił już Brukselę. Dopiero po wszystkim zadzwonił i powiedział, że jest bezpieczny - opowiada Stanisław Roszkowski, ojciec pochodzącego z Suwałk muzyka.
(mkapu)
fot. fakty.tvn24.pl