Już niedługo na „Kaczym dołku” nie będzie ... kaczek, ponieważ „kłusownicy, szczególnie stare dziady, udają, że łapią ryby, a wyłapują na wędke kaczki(...), sprzedają kaczki za 3 szt. bioro 15 zł – może na alkohol” to oryginalny fragment apelu, jaki od kilku dni wisi na tablicy ogłoszeń przy „Kaczym dołku”, ozdobie suwalskiego osiedla Północ I.
Kaczy dołek to polodowcowe zagłębienie, w środku oazy zieleni na Osiedlu Północ I, największym blokowisku zwanym też sypialną Suwałk. Miejsce wypoczynku dorosłych w dzień, młodzieży wieczorami, balang nocą. Z kilkunastu ławek, kilka stale okupują piwosze. Dużym zainteresowaniem młodych i starszych cieszy się „siłownia pod chmurką”, jeszcze większym maluchów i ich rodziców plac zabaw. W czerwcu ciszę nocną zakłóca rechot żab. W sumie miejsce urocze, potrzebne. Brzeg stawu od świtu do zmierzchu okupują wędkarze. Ponoć w „kaczym dołku”, którego zarybienia nie pamiętają najstarsi wędkarze, można złowić płotkę, okonia, karasia, a nawet ...szczupaka. I to większego niż paznokieć na małym palcu. Okazuje się jednak, że nad „Kaczym dołkiem” narodził się jeszcze jeden zawód-hobby. To KACZARZ, czyli łowca kaczek na wędkę. Tak przynajmniej twierdzi autor apelu zamieszczonego na tablicy ogłoszeń:
- Nie wiem ile było kaczek przed kilkoma laty, nie wiem ile jest ich teraz, nad „Kaczym dołkiem’ spędzam kilka godzin dziennie i tylko raz widziałem jak kaczor dał się złapać na wędkę – opowiada jeden ze stałych klientów „baru pod chmurką”.
Informację o kaczorze złapanym na wędkę potwierdza jeszcze jeden mężczyzna. Inni wędkarze zaprzeczają, jakoby zamiast na ryby przychodzili łowić kaczki. Uważają, że autora anonimowego apelu trzeba szukać wśród „staruchów” z sąsiadującego z „kaczym dołkiem” „Domu Weterana”.
- Im k... wszystko przeszkadza, biegające rozkrzyczane dzieci, śmiejąca się głośno młodzież, teraz my, wędkarze – atakują amatorzy ryb z „dołka”. – Dobrze, że jeszcze matek z dziećmi i babć z wnukami, karmiących kaczki nie przeganiają gdzie pieprz rośnie.
Zdaniem przyrodników kaczek jest mniej, bo niedotleniany i nieczyszczony „dołek” zarasta. Przed kilkunastu laty woda sięgała do obecnego placu zabaw, a dzisiejsze oczko wodne było kilkakrotniej większe i głębsze. Dziś, z prawie 18.000 m kw. powierzchni całkowitej „Kaczego dołka”, pod wodą (łącznie z terenem porośniętym trzciną) jest najwyżej kilkaset metrów kwadratowych.
Suwalska Spółdzielnia Mieszkaniowa, która jest właścicielem „Kaczego dołka” chętnie pozbyłaby się tego balastu. Tylko z tytułu podatku i opłaty za wieczyste użytkowanie z konta SSM na konto UM w tym roku przelana została kwota prawie 25 tys. zł. Nic zatem dziwnego że wśród spółdzielców przybywa zwolenników przekazania „dołka” ratuszowi. Warto jednak pamiętać, że ten teren spółdzielnia przejmowała za symboliczną złotówkę. Czy za taką samą, powiedzmy powiększoną o inflację, zwróciłaby go miastu?
Większe zainteresowanie wędkarzami znad „Kaczego dołka” zapowiada Straż Miejska. Ale cóż ona może zrobić? Za łowienie ryb nie ukarze, a ewentualnego „łowcę kaczek” musi złapać na gorącym uczynku. Tylko wówczas można mu postawić zarzut kłusownictwa, bowiem kaczki objęte są ochroną.
Innym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie przez SSM (m.in. na podstawie przepisów Kodeksu Cywilnego) opłat za wędkowanie lub wprowadzenie całkowitego zakazu łowienia ryb w „Kaczym dołku”. I wówczas interweniować mogłyby służby porządkowe (policja i Straż Miejska).
Jakby na sprawę nie spojrzeć problem kaczek na „Kaczym dołku” wymaga nie tylko zainteresowania ale i rozwiązania. Jeśli nie, za kilka lat „Kaczy dołek” pozostanie bez kaczek, a za kilkanaście będzie go można podziwiać na starych fotografiach. A byłoby szkoda, bo miejsce to urokliwe, prawdziwa oaza zieleni otoczona smutnym, szarym blokowiskiem.
