Minęły czasy, gdy praca strażaków ograniczała się tylko do gaszenia pożarów. Obecnie to zwykle oni, jako pierwsi, pojawiają się na miejscu zdarzenia. Od ich szybkiej reakcji często zależy życie i bezpieczeństwo poszkodowanych. Czasami zdarza się im nawet zastąpić karetkę pogotowia i na noszach przenieść ofiarę do szpitala.
Do wypadku doszło wczoraj około godziny 16.00 na ulicy Szpitalnej w Suwałkach. - Wezwani, do wydawało się - niegroźnego wypadku ratownicy, musieli udzielić pomocy medycznej jednemu z kierowców, który stracił nagle przytomność - relacjonuje starszy kapitan Marcin Janowski. Strażacy pomogli poszkodowanemu i wezwali karetkę. Okazało się jednak, że wszystkie zespoły ratownictwa medycznego są zajęte, a podany czas oczekiwania na karetkę okazał się dość długi.
Miejsce zdarzenia znajdowało się bardzo blisko szpitala. Było to około 200 metrów. - Z uwagi na niewielką odległość dowódca akcji podjął decyzję o przeniesieniu poszkodowanego na noszach do placówki - opowiada rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej PSP w Białymstoku. Dzięki szybkiej interwencji w ciągu kilku minut mężczyzna trafił pod opiekę lekarza dyżurnego.
- Przypadki, gdy strażacy są na miejscu akcji ratowniczej pierwsi i muszą podjąć działania medyczne, nie należą do rzadkości - podkreśla Marcin Janowski. Dlatego konieczne jest, aby przechodzili cyklicznie szkolenie w zakresie udzielania kwalifikowanej pierwszej pomocy. - Posiadamy także na każdym samochodzie ratowniczym zestaw sprzętu medycznego wraz z noszami - dodaje starszy kapitan.
(mkapu)