W piątek Suwałki odwiedził Jerzy Wenderlich, polityk SLD, poseł na Sejm nieprzerwanie od 1993, wicemarszałek Sejmu VI i VII kadencji. W auli PWSZ spotkał się ze studentami. Wicemarszałek nie szczędził słów krytyki premierowi Donaldowi Tuskowi, a taktykę jego i jego partii porównał od złotej rybki, która wiele obiecuje, ale żadnej z obietnic nie spełnia.
Wprawdzie marszałek zachęcał uczestników spotkania, głównie studentów PWSZ, do zadawania trudnych, dociekliwych pytań, ale tych zabrakło.
Pytany o wydarzenia z 11 Listopada, m.in. o atak na Ambasadę Rosji, przypiął łatkę Lechowi Kaczyńskiemu, który jeszcze jako prezydent Warszawy, miał wyrazić zgodę na publiczną manifestację na ulicach stolicy, pod warunkiem, że na trasie znajdzie się ulica Rozbrat, przy której siedzibę miał SLD. Dodał, że należy raz jeszcze przyjrzeć się odrzuconemu projektowi ustawy zakazującemu zakrywania twarzy przez uczestników publicznych manifestacji. Przy okazji „uszczypnięty” został Bronisław Komorowski, który jako Prezydent RP twierdził, że „Polska rozpoczęła się w 1989 roku, a wcześniej niczego nie było”. Przed rokiem 1989 Polska też była – przekonywał J. Wenderlich, dodając, że Polacy wówczas pracowali dużo ciężej i w znacznie gorszych warunkach niż mieszkańcy starej Unii. Zdaniem marszałka 11 Listopada Polska nie wykorzystała szansy pokazania się światu z dobrej strony, co można było uczynić zapraszając do wspólnego świętowania uczestników odbywającego się w stolicy szczytu klimatycznego.
Pracownik naukowy PWSZ skarżył się, że na kierunkach technicznych połowa zajęć powinna odbywać się laboratoriach, ale tych nie ma. Bezpłatną współpracą z uczelniami nie są zainteresowani przedsiębiorcy, a uczelnie nie mają środków na opłacanie praktyk. - Pana uwagi przekażę minister Barbarze Kudryckiej – odpowiedział marszałek.
- Pani minister jest posłanką z naszego województwa, a widzimy ja tylko na plakatach przed wyborami – padło z sali.
Były też głosy dotyczące wysokich składek ZUS, które podnoszą koszty pracy w średnich i dużych przedsiębiorstwach i nie pozwalają rozwijać się małym, często jednoosobowym firmom. Odpowiadając działacz SLD przypomniał, że za rządów SLD PKB wzrósł o 7,4 proc., od kiedy rządzi koalicja PO z PSL wzrost ten waha się od 0,8 do 1,0 procenta. Przytoczył też anegdotę o złotej rybce, która złapana wysłucha trzech życzeń wędkarza i im przytaknie, ale ich nie spełni, bowiem jest rybką z PO.
Opóźnienia bądź zaniechanie reform, niegospodarność (przykład Stadion Narodowy, który miał kosztować 860 mln, a kosztował ponad 2 mld. zł) za którą nikt nawet nie poniósł odpowiedzialności politycznej, o karnej nie mówiąc, kierowanie się przy podejmowaniu decyzji słupkami z badań opinii społecznej – to główne zarzuty stawiane PO i premierowi Tuskowi. J. Wenderlich przyznał, że błędem było podniesienie wieku emerytalnego. Nie zyskali na tym ani emeryci, ani ludzie młodzi. Dziś bezrobocie wśród młodych wynosi 27,4 procenta, a ponad 43 procent z tych młodych ludzi, którzy znaleźli zatrudnienie, pracuje niezgodnie z wykształceniem.
Przyznał, że pracodawcom bardziej dziś opłaca się zatrudnienie na podstawie umów innych niż umowa o pracę są tanią siłą roboczą. Ale pozbawienie emerytów prawa do dorabiania byłoby niezgodne z Konstytucją RP.
- Jedynym sposobem na poprawę stanu życia Polaków jest rozruszanie gospodarki. Nie da się tego zrobić rozbudowując administrację i w działaniach kierując się wskaźnikami w sondażach – podsumował spotkanie wicemarszałek Sejmu RP VII kadencji, działacz SLD Jerzy Wenderlich.
W byłej sali kina „Miś” J. Wenderlich spotkał się ze spółdzielcami, z którymi rozmawiał o przygotowywanej „urzędniczej” nowelizacji ustawy o spółdzielczości. Zdaniem marszałka, projekt ten to nic innego jak tylko ustawianie życia pod urzędnicze widzimisię, regulowanie przepisów, statutów niemal do granic absurdu. Brakuje tylko określenia, w którą stronę należy poruszać łyżeczką mieszając cukier w filiżance z herbatą.
fot. Marta Orłowska
