06.11.2020

Suwalczanin Tomasz Chomicz pokochał bieganie po górach. Życie zaczyna się po 40-tce

Ma niespożyte siły. W ciągu dwóch i pół miesiąca pokonał liczące ponad 100 kilometrów każda trasy aż pięciu biegów górskich z istną perełką - Utrajanosikiem Legenda na czele. Zajął 4. miejsce w prestiżowym cyklu Tour de Zbój.

Z mężczyznami już tak jest. Życiową pasję odnajdują zazwyczaj po 40-tce. Jedni zaczynają coś kolekcjonować, drudzy kupują skórzany strój i motocykl, a kolejni  oddają sie wysiłkowi fizycznemu, coraz większemu.

Tomasz Chomicz, rocznik 1976, właściciel firmy Klimat, chciał po prostu się odchudzić. Pięć lat temu ważył aż 120 kilogramów i mimo że spróbował chyba każdej diety, nie dawał rady. Zaczął więc trochę się ruszać, jeździć na rowerze i wreszcie biegać. 

- Waga obecna 80 kg. W zrzuceniu zbędnych 40 kilogramów wielką zasługę miał trener i kolega Krzysztof Konobrocki - podkreśla Tomasz Chomicz.

Szczuplejszy i wytrzymalszy poczuł się na tyle mocny, że wystartował w Nocnym Patrolu - najkrótszym z biegów przeprowadzanych w ramach Ultra Hańczy, imprezie na pięknych, ale pełnych wzniesień terenach Suwalskiego Parku Krajobrazowego.

- Tu wsparcia udzielała mi Iwona Łobasiuk - wspomina Tomasz Chomicz. - Na dystansie  12,5 km wyprzedziłem kilku mocniejszych ode mnie, tak się przynajmniej wydawało, zawodników i poczułem, źe stać mnie na większe wyzwania. 

Następny 2019 rok zaczął od zimowego ultramaratonu Wojtka Klekotki. W kwietniu na Ultra Hańczy przebiegł już 63 kilometry i to w dobrym czasie 8 godzin i 8 minut. 

- Zaczęło mi się to podobać, w internecie zobaczyłem, że takich biegów jest całe mnóstwo. Naczytałem się i naoglądałem promocyjnych filmików o Ultrajanosik Legenda 110 km, trudnym technicznie biegu po wysokich górach. Trasa zaczyna się w Serbskim Plesie po słowackiej stronie Tatr, a kończy w naszej Niedzicy. Czas na przebiegnięcie: 24 godziny. Naprawdę budzi respekt. Postanowiłem, że muszę tam być.

Elektroniczne zapisy trwały dokładnie 2 minuty i 17 sekund. Zamknięto listy, bo 500-osobowy limit został błyskawicznie wyczerpany. Suwalczanin znalazł się wśród szczęśliwców. Potem organizatorzy weryfikują listy zgłoszonych. Nie mogą przyjąć "turysty". Uczestnikiem musi być ktoś, kto da sobie radę.

Wszystko pod kalendarz imprez biegowych

- To moje bieganie przewróciło do góry nogami życie całej naszej rodziny - opowiada Tomasz Chomicz. - Wracam z zakupów i wypełniam lodówkę jogurtami, warzywami, owocami, a dzieci narzekają, że nie ma co jeść, że za mało jest mięsa, wędlin czy serów. Żona ma już serdecznie dosyć mnogości par butów sportowych, ubrań, skarpetek, tych wszystkich gadżetów biegacza. Dotrzymuje mi jednak towarzystwa w podróżach na zawody, a to zazwyczaj  500-800 kilometrów w jedną stronę. Jeździ z nami  także syn, który na trasie, w biurze zawodów czy na punkcie żywieniowym pełni rolę wolantariusza.

Bieganie sprawiło przede wszystkim to, że życie zostało dostosowane do kalendarza imprez sportowych. Wszystko jest poustalane z wielomiesięcznym wyprzedzeniem.

- Rok 2020 miałem zaplanowany już we wrześniu 2019 - opowiada Tomasz Chomicz. - Postanowiłem pobiec w całym cyklu biegów górskich Tour de Zbój. To 6 imprez, z których trzeba zaliczyć przynajmniej 4, a priorytetem był wspomniany Janosik Legenda 110 km. Epidemia trochę pomieszała szyki. Odwołano biegi, które miały przygotować do Legendy. Zniechęcony i niepewny możliwości wytrzymałościowych na szczęście spotkałem na swojej drodze Kacpra Maziewskiego, fantastycznego trenera medycznego - najmłodszego w Polsce i jedynego w Suwałkach. Trener medyczny to więcej niż fizjoterapeuta. Wystarczyło po pierwszym biegu zameldować mu co, kiedy i gdzie zabolało. Potem mogliśmy już wszystko sprecyzować - stretching, wzmacnianie, mobilizację. Wszystko to dostosowane do specyfiki biegów z przewyższeniami. I tak, dzięki systematyczności i sumienności, przebiegłem 5 biegów górskich, każdy ponad 100 do 120 km, w ciągu 2,5 miesiąca. Bez kontuzji w zdrowiu i z uśmiechem. 

Z uśmiechem i... dodatkowymi kilogramami. Koleżanka, dietetyczka, która też biega ultrabiegi przekonała go, że właściwa, węglowodanowa dieta, oparta na makaronach, stosowana 2 tygodnie przed i po zawodach, że dobre odżywianie to 50 proc. sukcesu.  

- Przebiegłem pięć "setek" i przytyłem 5 kilogramów - śmieje się Tomasz Chomicz. - Co 100 kilometrów ważyłem kilogram więcej. Zacząłem biegać, żeby schudnąć... Niekiedy jednak ludzie biegają własnie po to, żeby móc porządnie zjeść. 

Na powitanie roku, 11 stycznia w Szczebrzeszynie było 4,5-godzinne bieganie w Zimowym Roztoczu Ultra. Już 2 lutego czekała 50-kilometrowa trasa biegu Zimowy Janosik Spacer Murgrabiego. W jej pokonanie trzeba było włożyć więcej wysiłku, no i czasu -  7,5 godziny. Potem przyszła pandemia. Kalendarz się rozsypał. Pozostał trening i oczekiwanie, co dalej?  

Trzeba było czekać aż do połowy lata, ale opłaciło się. 17 lipca rozgrywany był Dolnosląski Festiwal Biegów Górskich w Lądku-Zdroju. Trasę KBL 110 km suwalczanin pokonał w równe 19 godzin. Dwa tygodnie później, 1 sierpnia cieszył się z przebiegnięcia 102 kilometrów w czasie 17:40:12 w Gorce Ultra Trail. Prawie miesiąc odpoczynku i 29 sierpnia można było zmierzyć się z Legendą Janosika.

- Bałem się tego biegu - przynaje Tomasz Chomicz. - Trudna trasa, a trzeba było zmieścić się w limicie 24 godzin. Biegamy trybem noc-dzień-noc. Startujemy przed świtem wyposażeni w latarki czołowe, GPS. Ostatni niebezpieczny punkt na często skalistej trasie musimy opuścić przed zmierzchem. Mimo że na każdym z siedmiu punktów odżywczych robiłem pamiątkowe zdjęcia czy filmiki, odbywałem pogaduchy, spokojnie zmieściłem się w limicie. Na mecie byłem po 22 godzinach i 32 minutach.  Nie mierzyłem się z czasem, tylko z piękną, wymagającą trasą. Kiedy wybiegnę na nią po raz trzeci czy czwarty, to może wtedy będzie zależało mi na jak najlepszym czasie czy miejscu.

Z wysokich Tatr był powrót na Suwalską Fudżijamę - na przeprowadzony 19 września Ultramaraton Kierunek Ultra Hańcza już na najdłuższym  dystansie 102 km. Na koniec 2,5-miesięcznego maratonu, 3 października trzeba było zmierzyć się ze 120-kilometrową trasą Ultraroztocza i poświęcić na nią 18 godzin i kwadrans.

Mówili: odpuść

- Już po dwóch biegach niektorzy mówili: "odpuść, bo za często". Odpowiadałem, że Legendy Janosika nie mogę odpuścić, że muszę tam być. Zajęcia i zabiegi z Kacprem pomogły, jakoś poszło. No to mówią: "trzy biegi i dosyć, bo ci wszystko siądzie". No, ale jak dobrze się czułem, a czwartym biegiem, za dwa tygodnie była Ultra Hańcza? Pomyślałem: jeżeli jeżdżę na zawody po 800 kilometrów, to u siebie nie pobiegnę? Pobiegłem. Za dwa tygodnie było już Roztocze. Tam też musiałem być, choćby po to, żeby zaliczyć Tour de Zbója.   

Żeby dokonać tego wyczynu, na treningach trzeba było przebiec jakieś 50 km tygodniowo. Po 10 km w poniedziałki, środy i piątki, a w weekend, już z kolegami i najchętniej w lesie w Krzywem, kolejne 20 km.

Przyszły rok to kolejny Tour de Zbój, ale z dwoma "brakującymi" biegami - lipcowym Bojkotrail 100 km na połoninach ukraińskich Bieszczad i październikową Ultrawydmą nad Morzem Bałtyckim.

- Wcześniej czeka mnie Zimowy Ultramaraton Karkonoski - mówi Tomasz Chomicz. - Fajne wyzwanie, 52 kilometry w warunkach ostrej zimy, bo to i minusowe temperatury, i burze śnieżne. Nie wiem tylko, czy będę miał szczęście w losowaniu, bo zapisało się 580 osób, a miejsc jest 200 mniej. No, i żeby planów nie pokrzyżowala nam pandemia.

Wojciech Drażba

Fot. Archiwum Prywatne

udostępnij na fabebook
Skomentuj:
nick*
komentarz*
 
 
Sponsor pogody
Pogoda
Newsletter

Jeżeli chcesz otrzymywać od nas informacje o nowych wiadomościach w serwisie podaj nam swój e-mail.

Kursy walut
05.03.2024 Kupno Sprzedaż
EUR 0.00% 4.4889 4.5795
USD 0.00% 4.1175 4.2007
GBP 0.00% 5.1508 5.2548
CHF 0.00% 4.5999 4.6929
Dodaj nowe ogoszenie