13.08.2019

Wciąż zaskakuje. Tomasz Organek opowiadał w Dowspudzie o swojej debiutanckiej powieści i planach

Wybitny muzyk, dwukrotny zdobywca platynowej płyty, a od maja autor powieści - we wtorek Tomasz Organek spotkał się ze swoimi fanami w kordegardzie w Dowspudzie. Choć było to spotkanie autorskie, nie mogło zabraknąć pytań o muzykę, kolejne płyty, czy dzieciństwo w Raczkach. Okazało się też, że przygodę z literaturą Organek zaczął już dawno temu od … pisania bajek.

„Teoria opanowywania trwogi” Tomasza Organka ukazała się nakładem wydawnictwa w.a.b. . Zbiera różne recenzję – od tych pisanych w samych superlatywach, po mniej pochlebne. Samą powieść też niełatwo scharakteryzować. Wydawca pisze o niej tak, "debiut Tomasza Organka to książka przepełniona odwołaniami do literatury, filmu, muzyki i popkultury opowieść o rezygnacji, zagubieniu w kapitalistycznej rzeczywistości, rozpadzie więzów rodzinnych. Zaskakująco wiarygodna powieść pokoleniowa o ludziach na skraju rozpaczy pisana z perspektywy człowieka, który osiągnął sukces. Błyskotliwa, cyniczna, ale niepozbawiona poczucia humoru".

- Jednych zachwyca, innych drażni. Dla jednych jest łatwa, dla drugich trudna. Z jednej strony jej czytanie jest przyjemne, z drugiej boli. Tak odbierają ją nasi czytelnicy - mówiła prowadząca spotkanie Edyta Taraszkiewicz, kierownik Gminnej Biblioteki Publicznej w Raczkach.

- Mam tego świadomość. W książce opisuję generację czterdziestolatków, którzy nie załapali się ani na dystrybucję, ani na rewolucję. To ludzie, którzy nie mieli pokoleniowego przeżycia, które by ich „ustawiło”. Nie czują się twórcami i uczestnikami obecnej rzeczywistości. Urodzili się między pokoleniem, które musiało zmierzyć się z systemem, a tym współczesnym, w którym króluje kosmopolityzm i funkcjonowanie w mainstremie. Utrzymanie się na powierzchni nie raz wymaga psychicznej prostytucji, a prawdziwe szczęście zastępowane jest przez jego namiastkę. Stąd cynizm, apatia. Wielu ludzi nie znajduje spełnienia ani w życiu rodzinnym, ani zawodowym – mówił Tomasz Organek.

Do tej grupy zaliczył też siebie.

- Nie mam poczucia wygranego życia. To nie jest kokieteria. Przyjechałem tutaj wypachniony z Warszawy, fajnym wozem, ale to pewne dekorum. Zrobiłem karierę - nagrałem dwie platynowe płyty, ale nie czuję się spełniony. Jestem w pewnym sensie wykorzeniony. Podobnie jak bohaterowie książki – Borys i Nieta, nie mam swego miejsca na ziemi. Wychowałem się w Raczkach. Ta miejscowość jest dla mnie wyjątkowa. Wytatuowałem nawet sobie most kolejowy i Rospudę. Dzieciństwo kojarzy mi się z rozgrzaną plażą nad rzeką, pływaniem, łowieniem ryb i opalaniem się. Ale z Raczek wyjechałem ponad dwadzieścia lat temu. Moi rodzice zmarli. Mama niedawno. Brat mieszka zagranicą. Jesteśmy sierotami. Tu wiek jest bez znaczenia. Czy ma się lat kilka, czy kilkadziesiąt, po śmierci obojga rodziców pojawia się syndrom osierocenia. Mówiłem do brata: „sprzedajmy dom, zostawmy to wszystko, on jest pełen duchów”. To była chyba chęć ucieczki przed trudnymi emocjami. Z czasem to minęło. Teraz nie wyobrażam sobie, aby podczas wizyt w Raczkach, na cmentarzu, nie wejść do swego rodzinnego domu. Spędziłem w nim całe swoje dzieciństwo – mówił.

Dlatego też, jak mówił na początku spotkania - nie wyobraża sobie, że miałby przyjmować zaproszenia z innych części kraju, a nie przyjechać do Raczek.

Po Raczkach pojawił się Toruń. Studia na filologii angielskiej. Potem „Sofa”, „Organek”, koncerty, „Męskie Granie”. Wciąż w drodze. Jak Borys i Nieta.

- Zjechałem całą Polskę wiele razy wszerz i wzdłuż. Wiem, gdzie w którym mieście jest apteka, CPN. To prawdziwy kołowrotek. W podróży od niemal sześciu lat. Zdarzyło mi się nawet pomylić miasta. Zaczynam nie znosić busa, którym podróżujemy. Po czterech dniach koncertów jestem jak dętka. Na scenie daję z siebie wszystko. Po koncertach co najmniej dzień dochodzę do siebie, ale niedługo z całym zespołem planujemy kilka miesięcy odpoczynku i spokojną pracę nad kolejną płytą – opowiadał muzyk.

Jak się okazuje, niemal równolegle z zamiłowaniem do muzyki Organek rozwijał drugą pasję – literaturę. Czytać lubił od dziecka, a pisać zaczął na studiach.

- Rywalizowaliśmy w podstawówce, kto przeczyta więcej książek. Na dobre literaturą zainteresowała mnie pani Merecka z liceum [III LO w Suwałkach]. To była taka nauczycielka, wobec której nie dało się przejść obojętnie. Część szkoły ją uwielbiała, część nienawidziła. Ja byłem w tej pierwszej grupie. Poprowadziła mnie za sobą – mówił T. Organek. - Natomiast pisać zacząłem na lekcjach języka francuskiego. Z nudów. Po liceum tak dobrze znałem język francuski, że właściwie mogłem z niego zdawać maturę, tymczasem na pierwszym roku studiów przydzielono mnie do grupy początkującej. Próbowałem to zmienić, ale nie dało rady. Dlatego na lekcjach francuskiego nudziłem się niemiłosiernie i … zacząłem pisać bajki. Zobaczyłem, że sprawia mi to przyjemność. Zacząłem obserwować różne style pisarskie. Potem zrozumiałem, że za pomocą słów mogę wyrazić coś więcej, wypowiedzieć się. Zaczęło mnie to fascynować – opowiadał.

Pojawiły się inne formy literackie, które - jak mówi T. Organek - z chęci sprawdzenia się, zaczął wysyłać do czasopism. Teksty ukazały się w kilku kwartalnikach oraz m.in. w zestawieniu Młoda Proza Polska.

- Kiedy nasyciłem już swoje ego, przestałem je wysyłać. Postanowiłem stworzyć coś większego. Powieść powstawała dość długo. Trudno określić jej gatunek. Chyba w XXI wieku na dobre doszło do ich rozmycia. Powieści są hybrydami, mieszankami stylów. Podobnie dzieje się w muzyce i innych dziedzinach sztuki. Nie uważam się za pisarza. Jestem autorem jednej powieści. Długo dochodziłem do momentu, w którym powiedziałem o sobie „muzyk”. Zamierzam pisać. Planuję drugą powieść, ale czy kiedyś powiem o sobie „pisarz”? Jak powiedziała Zadie Smith, najtrudniejsze w pisaniu jest wycinanie. Kiedy dałem książkę do przeczytania Jerzemu Skolimowskiemu, powiedział: ”Dobrze, dobrze, ale tnij! Bardziej tnij”. Chociaż o scenie seksu wypowiedział się, że ta jest akurat w punkt. „Ale resztę, to tnij!” - żartował.

Książka zachwyca językiem. Nie bez powodu Tomasz Organek został okrzyknięty „Mistrzem Mowy Polskiej”.

- Niektórzy, zwłaszcza ludzie młodzi, zarzucają mi, że zdania są zbyt długie. Uważam, że w czasach smsów, szybkiej fabuły seriali ludzie odzwyczajają się od zdań złożonych, wolą równoważniki i niestety też mało czytają – dodał.

- Każdy człowiek powinien rozpoznać swoją rolę w życiu. Ja chcę nagrywać płyty, pisać, rozmawiać z ludźmi. Miałem różnorodne propozycje, mogłem zostać jurorem kilku programów, ale to nie dla mnie. Nie będę epatował swoją gębą w telewizji. Nie mam ochoty tańczyć z gwiazdami, na lodzie, czy skakać do wody. Nie czuję się celebrytą, chociaż zdarzyło mi się, że zostałem poproszony o autograf w toalecie, przy pisuarze. Co sobie wtedy pomyślałem? - Naprawdę teraz?! 

 

Justyna Brozio

Fot. GBP w Raczkach

 

A tak o pracy m.in. nad książka Tomasz Organek opowiadal nam przed rokiem:

 

 

W środę, 14 sierpnia spotkanie autorskie z Tomaszem Organkiem odbędzie się w Suwałkach. Ze względu na niekorzyste prognozy pogody nie przed budynkiem Biblioteki jak pierwotnie planowano, ale  w Muzeum Okręgowym przy ul. T. Kościuszki 81. Początek o 17.00. Obowiązują wejściówki wydane przez Bibliotekę Publiczną im. M. Konopnickiej. 

udostępnij na fabebook
Skomentuj:
nick*
komentarz*