31.07.2014

Triathlonistki znad Czarnej Hańczy

W oficjalnych zawodach suwalskie triathlonistki debiutowały w czerwcu w Ełku. Wystartowało ich pięć: Barbara Paszkowska, Joanna Szadkowska, Klaudia Ostrowska, Justyna Waraksa i Beata Klekotko i wszystkie minęły linię mety. Na rozmowę z nami przyszły trzy: Klaudia, Basia i Justyna. Kobiety radosne, znające swoją wartość, dla których sport, nawet tak trudny jak triathlon, jest zabawą.

Skąd u was zainteresowanie tak nietypową  dyscypliną sportu jaką jest triathlon. To jedna z najtrudniejszych dyscyplin, obok pięcioboju nowoczesnego, wymagających wszechstronności, wszak trzeba dobrze i szybko pływać, jeździć na rowerze i biegać. To chyba już nie jest zabawa w sport...
Klaudia Ostrowska: - Dla nas jest to wciąż zabawa, a że mamy swój cel, do którego dążymy, to mamy motywację. Łatwiej jest nam zatem zmobilizować się do treningów, dać z siebie więcej, bo wiemy, że wykonujemy solidną robotę, która da nam wynik.

Do Rio zostały dwa lata, zdążycie?
- (..) gromki śmiech i krótkie: Nie myślałyśmy ...

Ten rok jest rokiem jubileuszu triathlonu, który uprawiany jest na świecie od 40 lat. Jesienią minie rok od powołania przez was klubu triathlonu w Suwałkach. Jak to się zaczęło, macie za sobą wyczynowe uprawianie sportu, czy jesteście amatorkami „czystej krwi”?
K.O.: Wyczynowo sportu nie uprawiałyśmy, ale coś zawsze robiłyśmy...
Barbara Paszkowska: Ja w szkole pływałam, startowałam w szkolnych zawodach, a zatem podstawy pływania miałam z wczesnej młodości, tylko trzeba je było odświeżyć...
K.O.: Ja, jak sięgam pamięcią, zawsze biegałam, krótsze, dłuższe dystanse. A w ubiegłym roku zaczęłyśmy na dobre od zawodów „Pogoń za bobrem” (bieg na dystansie 13 kilometrów w ramach „Maratonu Wigierskiego” – dop. wł.). Rower – ja spinning, Basia – uprawia MTB, Justyna chyba była najmniej zaangażowana...
Justyna Waraksa: Jakoś tak wyszło. Było bieganie, jazda rowerem, bo moja przygoda ze sportem nie trwa od lat, a od chwili kiedy zaczęłam się odchudzać... wiele kilogramów temu... 25 kilogramów temu. I tak to się zaczęło, trwa do dziś i posuwa się coraz dalej...
K.O.: Wszystkie byłyśmy grubsze, ja straciłam 15 kilogramów.
J.W. : Ja pierwszą lekcję pływania miałam 21 grudnia ubiegłego roku. Kiedy dziewczyny na basenie mnie tak mijały i  mijały, ja zaciskałam zęby i ... aby dalej...

Dzisiaj to dziewczyny zaciskają zęby...
J.W.: Nie, jeszcze nie ... (śmiech), jeszcze nad tym pracuję...
K.O.: Pierwsze zawody (czerwiec br w Ełku – dop. wł.) pokazały, że trzeba pracować dalej. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Na dwa miesiące przed startem odpuściłam trochę basen i w Ełku zdziwiłam się, kiedy okazało się, że trzeba pływać w jeziorze. Było ciężko...

Nikt nie mówił, że będzie inaczej. Która z Was wymyśliła ten triathlon, która jest matką chrzestną tej dyscypliny w waszym klubie...
K.O.: Chyba ja z Basią. Kiedyś zaczęłam o tym gadać, chociaż do dziś nie wiem, skąd przyszedł mi taki pomysł. Na to Basia, że najgorzej będzie z basenem.
B.P.: Ten pomysł chodził mi po głowie ze trzy lata. Miałam już upatrzone zawody w Olsztynie „Triathlon MTP”. Chciałam wystartować. Chodziłam na basen, pływałam po dwa kilometry dziennie, biegałam ile trzeba, a rower i tak był. Jakoś tak wyszło, że nie mogłam wówczas pojechać na zawody. Czułam się dobrze przygotowana, ale sama jakoś nie miałam odwagi. Pomysł pozostał w głowie, dojrzewał, aż trafił na podatny grunt w postaci Klaudii i Justyny. Później dołączyły do nas Asia Szadkowska, najlepsza pływaczka w naszym gronie, i Beata Klekotko.

Triathlon rozgrywany jest na różnych dystansach: od super sprinterskiego (0,6 km pływania/15 km jazdy rowerem/3 km biegu) przez olimpijski (1,5 km pływania/40 km jazdy rowerem/10 km biegu) po Ultraman Triathlon (10 km pływania/421 km jazdy rowerem/84 km biegu). Która z kategorii najbardziej wam odpowiada, w której czujecie się najmocniejsze?
K.O.: Na razie przecieramy szlak, zdobywamy doświadczenie, uczymy się triathlonu. To nie sztuka rzucić się od razu na głęboką wodę. Zaczynamy od dystansów krótkich, 1/8 Ironmen`a (Ironman: 3,8 km pływania/180 km jazdy rowerem/42 km biegu – dop. wł.). Są jeszcze ćwiartki i o starcie w takiej myślę na rok przyszły. Ale na pewno wrócę na sprinterski w Ełku.

Wasz pierwszy start w triathlonie, jak go wspominacie?
K.O. : Zadebiutowałyśmy w Ełku. Wcześniej startowałyśmy w „Pogoni za bobrem” (bieg nad jez. Wigry, ok. 13 km – dop. wł.), Justyna w półmaratonie w Białymstoku, razem przebiegłyśmy „wiewiórkę” czyli Olecką 13. To cykliczne biegi "Wiewiórczą Ścieżką", wokół jeziora Oleckie Wielkie, na dystansie trzynastu kilometrów.
.
Triathlon rozpoczyna się pływaniem, co czułyście wchodząc do wody?
K.O.: Nic ... (śmiech),, bo w piance nie czuje się nic. A w czasie pływania było różnie. Na początek płynęłyśmy pod wiatr, wysoka fala, a po pierwszej boi było już lżej
J.W.: Każdy ma jakąś słabość. Nie licząc Basi (Paszkowskiej – dop. wł.) i Joasi (Szadkowskiej – dop. wł.) słabym punktem pozostałej trójki było właśnie pływanie. I każda z nas odczuła to na swój sposób. W wodzie było naprawdę ciężko i przez głowę przeleciały mi wszystkie możliwe myśli. Ale kiedy było widać już brzeg, a później czuć grunt pod stopami, wiadomo było że nic złego zdarzyć się już nie może ,obawy prysły i było już pięknie, aż do końca jazdy na rowerze...

Po którym był bieg...
K.O.: Tylko początek był nieco trudniejszy, a później już biegło się dobrze. Dwa okrążenia, myślałam że będzie się dłużyło, ale nie, było fajnie.
B.P.: Ja założyłam, że dam z siebie wszystko na pływaniu i na rowerze, a na biegu później jakoś tam będzie...  I tak zrobiłam...

Kryzysowy moment...
B.P.: Pływanie, dopłynięcie do pierwszej boi. Wiatr wiał w twarz, wysoka fala, która podtapiała płynących. Na drugim odcinku wiało już z boku, więc nie było tak źle, na trzecim w plecy i płynęło się już lekko.
K.O.: Dla mnie najtrudniejszy był moment po wyjściu z wody, bo nie mogłam zdjąć pianki. Kiedy już się z nią uporałam, to odwrotnie nałożyłam kask. Sędzia krzyczał „831 – kask odwrotnie”...
J.W.: Ja jak wyszłam z wody byłam tak szczęśliwa, że dopłynęłam, zmieściłam się w limicie czasowym, w strefie zmian miałam już uśmiech na twarzy i błogi spokój w sobie.
B.P.: Ja na biegu złapałam karę. Między rowerem i biegiem było tyle rzeczy do zrobienia: zmiana butów, kask zamienić na czapeczkę, zdjąć rękawiczki i jeszcze pamiętać o plastronie z numerem. Mój leżał pod spodem, zawalony innymi rzeczami, napisem do dołu, nie zauważyłam go i na trasę ruszyłam bez numeru. Sędzia zauważył i dostałam regulaminową „minutę postoju” na trasie. Trochę odpoczęłam ... (gromki śmiech), ale straciłam minutę i o kilkadziesiąt sekund przegrałam pierwsze miejsce w swojej kategorii. Byłam druga, ale ...

Wrażenia na mecie?
K.O.:  Ciągle przeżywałam pływanie i byłam nim zniesmaczona.
J.W.: A ja pierwszy raz w życiu płakałam ze szczęścia. Stałam, opadały mi ręce i jak dziecko płakałam, nie mogłam uwierzyć, że ukończyłam triathlon. Sama do siebie mówiłam, że mi się udało, chociaż po drodze były różne górki i dołki, człowiek dziesięć raz zwątpił i tyleż razy zmieniał plany. Jak dotarłam do mety, a były tam już dziewczyny, ciężko mi było uwierzyć, że ja też jestem na mecie, że ukończyłam zawody, że nie było tak źle...
K.O.: Mnie i Justyny miało w Ełku nie być, chociaż miałyśmy opłacone startowe.  Ja miałam jechać na szkolenie, a Justyna też gdzieś tam się wybierała. Jej wyjazd się przeciągnął, jedno moje szkolenie odwołali, z drugiego zrezygnowałam sama i pojechałyśmy, tak na czuja. Przez dwa  miesiące przed zawodami byłam na basenie rzadkim gościem i to się odbiło. A bieganie i rower... Prowadziłam spinning, na szosie też jeździłyśmy i forma była. Bieganie, też jakoś wychodziło. Dopiero po starcie  w Ełku zaczęłyśmy się bardziej przygotowywać do startu w Nieporęcie. Trasy biegowe są najczęściej płaskie, dobre dla nas, bo trenujemy w lasku, gdzie najczęściej mamy pod górkę.

Na szczęście pod górkę macie na treningu, a nie w życiu i na zawodach...
K.O.: W życiu też bywa różnie, jak to w życiu...

Czym się zajmujecie w życiu zawodowym?
K.O.: Ja prowadzę klub  „Guarana Fitness” i tylko tym się zajmuję...
B.P.: Ja jestem architektem
J.W.: A ja prowadzę działalność gospodarczą.

I macie jeszcze czas na uprawianie sportu? Ile godzin dziennie lub w tygodniu przeznaczacie na trening?
K.O.: Ja mam najłatwiej i najtrudniej, bo sportem zajmuję się na codziennie. Pracuję po południu, więc rano mam czas na treningi.
B.P.: Ja tyle czasu spędzam siedząc przed komputerem, że chce mi się od niego oderwać, zrobić coś innego, zwłaszcza pojeździć na rowerze. Ale staram się poświęcić na treningi 14 godzin tygodniowo. Są to treningi różne, od ogólnorozwojowych po specjalistyczne, a startuję nie tylko w triathlonie ale też w maratonach rowerowych.
J.W.: A ja zależnie od okresu, trenuję do 10 godzin tygodniowo.
K.O.: Jeśli chodzi o trening tylko do triathlonu wychodzi 10-12 godzin tygodniowo. Jeśli ja w sezonie pracuję, dochodzi mi jeszcze 16 godzin.

O czym marzy dziewczyna...
B.P.: Jest fajny triathlon w Karkonoszach, to połówka Ironmana, czyli dłuższa trasa. Ale co tam, przez pół roku przygotowałyśmy się do sprintu to rok nam nie wystarczy na przygotowanie do pół Ironmana... (gromki śmiech)
K.O.: Te Karkonosze to fajna sprawa...
B.P.: Jest też taki triathlon w fiordach Norwegii. Zaczyna się o czwartej rano, zawodnicy wsiadają na prom i są wywożeni cztery kilometry w morze, tam wyskakują do wody i wpław muszą dostać się na brzeg. Tu wsiadają na rowery i mają do przejechania 180 kilometrów w górzystym terenie. I na koniec bieg, pełny maraton kończący się górską wspinaczką na szczyt. W Karkonoszach jest taki polski odpowiednik tego triathlonu, z metą na szczycie Śnieżki.
K.O.: I to jest fajne, bo my nie mamy presji na wynik. Chcemy się sprawdzić, wygrać same z sobą.

A efekty uboczne takiego wysiłku? Ile czasu potrzebujecie na regenerację sił?
B.P.: Po powrocie z Ełku od razu poszłam na rower.
K.O.: W sumie zawody trwały około półtorej godziny. A że był to nasz pierwszy start, nie wiedziałyśmy czego możemy spodziewać się po sobie.

Czy na mecie w Ełku ktoś na was czekał, jeśli tak to jak was powitano?
B.P.: Cieszyli się i wyciągali schłodzone piwo ... (gromki śmiech). Było bardzo gorąco..
J.W.: i dla ochłody wskoczyłyśmy jeszcze do wody.

Czego należałoby życzyć triathlonistkom, jest jakaś specjalna formułka życzeń dla tej dyscypliny sportu? Może w pływaniu poczucia gruntu pod stopami, połamania kół w rowerze, a w biegu ....
B.P.: Tylko nie połamania, bo to chyba najgorsze co może spotkać sportowca...
K.O.: Wiatru w plecy...

Zatem życzę Paniom wiatru w plecy na następnych zawodach.
K.O.: To najlepsze życzenie, bo jak sobie przypomnę, to na treningu czy zawodach, na rowerze czy w czasie biegu najczęściej wiatr wieje w oczy. To rzeczywiście chciałoby się żeby chociaż raz wiatr powiał nam w plecy.

Życzę zatem wiatru w plecy, sukcesów na w zawodach i dziękuję za rozmowę


Rozmawiał: Tadeusz Moćkun

fot. z archiwum triathlonistek
    
          
                 
     
        
    

udostępnij na fabebook
Skomentuj:
nick*
komentarz*
 
 
Sponsor pogody
Pogoda
Newsletter

Jeżeli chcesz otrzymywać od nas informacje o nowych wiadomościach w serwisie podaj nam swój e-mail.

Kursy walut
04.26.2024 Kupno Sprzedaż
EUR 0.00% 4.4889 4.5795
USD 0.00% 4.1175 4.2007
GBP 0.00% 5.1508 5.2548
CHF 0.00% 4.5999 4.6929
Dodaj nowe ogoszenie