- Jedna władza zwala winę na drugą, Agencja tłumaczy, że ma jeszcze czas do czerwca, a chłop to wszystko musi wytrzymać – mówią zdenerwowani rolnicy, którzy niecierpliwie czekają na wypłatę dopłat bezpośrednich.
W poprzednich latach zdecydowana większość właścicieli gospodarstw dopłaty do hektara otrzymała już późną jesienią i zimą.
- Pieniądze na koncie mieliśmy już w grudniu, styczniu, najpóźniej w lutym. O tej porze w stodole leżał już zapas nawozów – mówi Krzysztof Górski z Koniecboru w gminie Raczki.
Biuro Prasowe Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi informuje, iż w kampanii 2015 wnioski o przyznanie płatności bezpośrednich złożyło 1,355 mln rolników. Do 16 lutego płatności bezpośrednie otrzymało 785 836 rolników, czyli blisko 58 %. Natomiast 1072 051 rolników, czyli prawie 80 % uprawnionych otrzymało zaliczki – 50 % należnej sumy.
- My nie dostaliśmy nawet części – mówi Górski. – A wiadomo, że każdy uwzględniał te wypłaty w domowym budżecie.
Niektórzy rolnicy mówią wręcz, że dofinansowanie do hektarów zrobiło więcej szkody niż pożytku.
- Miastowi myślą, że rolnik ma dobrze, bo wystarczy, że na wiosnę posieje, to samo mu będzie rosło i jeszcze Unia dopłaci. A to tak nie jest. Jak tylko weszły dopłaty, ceny nawozów i środków ochrony roślin poszybowały w górę o kilkadziesiąt procent, bo chłop ma pieniądze. Za kilogram żywca płacą około 4 złotych, bydło też jest tanie. Mleczarnie dają za mleko po 60 groszy za litr i to nieraz z wielkim opóźnieniem. Za co żyć? Wiadomo, że niejedna rodzina czeka tych dopłat jak zbawienia – mówi Górski.
Andrzej Czuper, sekretarz gminy Raczki, często odwiedza rolników.
- Narzekają. Do tej pory pieniądze były wypłacane wcześniej. Wiadomo, że gospodarze planują zasiewy z wyprzedzeniem. Dopłaty, to spory zastrzyk gotówki – mówi.
Podkreśla jednak, że gmina nie może w takiej sytuacji pomóc.
- Tylko w przypadku klęski żywiołowej, rolnicy mogą na przykład wnioskować o umorzenie podatku. O ulgę czy odroczenie, rolnik musi poprosić wójta. Każdy przypadek jest analizowany indywidualnie, ponieważ chodzi o zaniechanie ściągalności podatków, a to poważna sprawa- przekonuje Czuper.
Kolejną ratę podatku gruntowego rolnicy muszą zapłacić już niebawem, bo do 15 marca. Wielu nie opłaciło jeszcze składek na ubezpieczenie. Je także opłaca się raz na kwartał. W przypadku małżeństwa rolników to prawie 800 złotych. O wiele więcej, jeśli na przykład rodzice płacą KRUS za syna, czy córkę, albo prowadzą dział specjalny produkcji rolnej.
- Niedawno robiliśmy wyliczenie. Wskaźnik ściągalności składek jest mniejszy niż w poprzednich kwartałach i w analogicznym okresie ubiegłego roku. Z niemal stu procent spadł do 89,68 – mówi Agnieszka Putra, kierownik placówki terenowej KRUS w Suwałkach.
W przypadku, gdy rolnik zalega z opłatą ubezpieczenia, pracownicy KRUS-u, odwiedzają go w gospodarstwie, pytają o przyczynę.
- Rolnicy obiecują, że uregulują dług, jak tylko dostaną dopłaty. Niestety, mamy odgórne polecenie, aby nie brać tego pod uwagę – mówi A. Putra.
Dlatego dłużnikom naliczane są odsetki.
- Miniony rok był dla rolników i tak bardzo trudny, do tej pory odczuwają skutki suszy. Wielu będzie musiało dokonać zakupu zboża do zasiewu, bo plony były bardzo słabe. Na razie rolnicy nie proszą o pomoc – mówi Roman Rynkowski, sekretarz Gminy Szypliszki.
- A co to da?! Agencja ma ustawowo czas do czerwca. Na stronie internetowej przepraszają i zwalają na poprzednią władzę i program komputerowy. W Krzywem Jurgiel polecał niskoprocentowe kredyty brać. Kłócą się o stołki, a ty chłopie zaciskaj zęby, albo szukaj innej roboty – mówi zdenerwowany rolnik.
Justyna Brozio