11.09.2015

Znikną szkolne sklepiki, ale „grubaski” zostaną

Wprawdzie od inauguracji roku szkolnego 2015/16 upłynęło zaledwie półtora tygodnia, ale efekty wycofania ze szkolnych sklepików „śmieciowego jedzenia” już widać. Są one jednak inne od tych, jakie zapowiadała premier Ewa Kopacz (polskie dzieci nie będą "grubaskami"). Owszem, ze sklepików zniknęły chipsy, wafelki, napoje gazowane, ale, co widać na każdej przerwie na szkolnych korytarzach, są one wciąż wręcz pochłaniane przez dzieci.

- To kolejne działanie na pokaz, pod publiczkę – twierdzą zgodnie właściciel szkolnych sklepików. – Wycofanie tych artykułów ze sprzedaży powinno być ostatnim, a nie pierwszym krokiem na drodze do zmiany sposobu odżywiania Polaków, wszystkich, a nie tylko dzieci. Trzeba było zacząć do edukacji, a następnie wprowadzać stopniowe ograniczenia w dostępie do „śmieciowego” jedzenia, zastępując je zdrowym. Co z tego, że dzieciak nie kupi już chipsów w szkole, jak na przerwie wyskoczy do odległego do kilkadziesiąt metrów kiosku czy marketu i tam kupi to, co zechce. Przecież wprowadzony zakaz dotyczy tylko sprzedaży w szkołach, a nie wnoszenia i spożywania „śmieciówki”.

Po tych kilkunastu dniach obowiązywania zakazu widać już kto na tym stracił, a kto zyskał. Stracili właściciel szkolnych sklepików, wkrótce stracą pracujący w nich ludzie. Zyskują punkty handlowe sąsiadujące ze szkołami.

- Prowadzę sklepiki w pięciu szkołach, większych i mniejszych, w mieście i na wsi, średnio dzienne obroty spadły o trzydzieści procent – mówi Krzysztof Walendzewicz, który szkolne sklepiki prowadzi już 15 lat. - Jak ta tendencja się utrzyma, a nic nie wskazuje, żeby było inaczej, trzeba będzie zamykać sklepiki i zwalniać pracujących w nich ludzi. Na razie rozmawiam z dyrektorami szkół o obniżeniu czynszu, ale nawet jeśli się zgodzą to jest to działanie doraźne, na przetrzymanie, a nie stabilizację. Dyrektorzy w zakresie ustalania czynszów też mają ograniczone możliwości. Dziś utrzymanie sklepiku kosztuje mnie miesięcznie dwa tysiące złotych. Na czym mogę tyle utargować? Na skokach, których dzieci nie piją nawet w domach? Na kanapkach, których nie kupią bo będą za drogie, dla biednych, a bogatsi i tak wyskoczą po chipsy, inne słodycze i colę?

Przed wprowadzeniem ograniczeń szkolne sklepiki były dostępne dla każdego ucznia. Ten dysponujący kilkoma złotymi kupował „śmieciówkę’, ten któremu rodzice dali 20, 30 czy 50 groszy też nie był gorszy bo mógł sobie kupić gumę do żucia, dropsa czy lizaka. Teraz nawet za złotówkę w sklepiku nie kupi się już nic.

Wprowadzając nowe zasady z dnia na dzień zostawiono sklepikarzy z towarem, który został  w sklepikach. Dziś nie można go sprzedać, a zapłacić trzeba było. To kolejna finansowa strata, na jaką rząd naraził sklepikarzy.

Być może częściowym ratunkiem dla sklepików byłoby wprowadzenie do sprzedaży kanapek, ale nie tych po 1,50 – 2 zł które trzeba kupić od firm cateringowych, ale za 50-60 groszy przygotowywanych własnoręcznie. 

- Niestety, jest to niemożliwe – twierdzą właściciel sklepików. – Dlaczego? Bo zniszczą nas sanepid i fiskus. Ci pierwsi, bo zaczną stawiać wymagania nie do spełnienia takie jak stół z blatem z uszlachetnionej blachy, specjalne noże, krajalnice, chłodziarki, a jak się uprą to będą też wymagały wydzielenia pomieszczenia do przygotowania kanapek. Fiskus zacznie wymagać rozliczenia z każdej zrobionej i sprzedanej bądź nie kanapki. Jak to zrobić, żeby nie być posądzonym o oszustwo?

Z jednym z właścicieli firm gastronomicznych zrobiliśmy kalkulację kosztów kanapki przygotowanej przez pracownika szkolnego sklepiku.

W pokrojonym 500 g bochenku chleba za 1,20 zł jest ok. 25-30 kromek, czyli koszt jednej to 4 grosze. Do tego masło za powiedzmy 2 grosze, plasterek wędlin lub żółtego sera za 5-6 groszy (można przecież kupić resztki wędlin dostępne np. w sieci Lewiatan, bądź wędliny przecenione, ale pełnowartościowe), listek sałaty, plasterek pomidora czy ogórka to kolejne 2-- 3 grosze. Razem: 15, powiedzmy maksimum 20 groszy. Dodajmy do tego koszty własne (płace, czynsz, podatek, zysk) to tak przygotowana kanapka nie powinna kosztować więcej niż 50-60 groszy.      

Mogłaby, ale czy w Polsce jest to możliwe... Prędzej zamknie się szkolne sklepiki, a ich pracowników wyśle po zasiłek dla bezrobotnych, niż uchwali się prawo przyjazne dla ucznia i szkolnego sklepikarza.

Nie do końca przemyślany, nie poprzedzony odpowiednią edukacją rodziców i dzieci zakaz sprzedaży „śmieciowego” jedzenia w szkolnych sklepikach prędzej doprowadzi do ich likwidacji niż do tego, że „polskie dzieci będą szczupłe i zgrabne jak żadne inne”, co zakładał rząd i autor nowelizacji ustawy o bezpieczeństwie żywienia i żywności... Jan Bury z PSL.

udostępnij na fabebook
Skomentuj:
nick*
komentarz*
 
 
Sponsor pogody
Pogoda
Newsletter

Jeżeli chcesz otrzymywać od nas informacje o nowych wiadomościach w serwisie podaj nam swój e-mail.

Kursy walut
05.02.2024 Kupno Sprzedaż
EUR 0.00% 4.4889 4.5795
USD 0.00% 4.1175 4.2007
GBP 0.00% 5.1508 5.2548
CHF 0.00% 4.5999 4.6929
30.04.2024

Opel Corsa 2013

Dodaj nowe ogoszenie