10.07.2016

Finał EURO. Suwalczanie byli we Francji [zdjęcia]

Ostatni dzień mistrzostw Europy, czas na krótkie, subiektywne podsumowanie. Widziane z Francji i Belgii, ale przede wszystkim ze stadionu w Marsylii, podczas meczu Polska-Portugalia.

Nasz wyjazd do Francji był warunkowy – wylosowaliśmy cztery bilety na mecz reprezentacji Polski. Pod jednym warunkiem, że dojdziemy do ćwierćfinału. Pół roku temu, kiedy w Suwałkach postanowiliśmy o składzie wyprawy, nikt z nas na poważnie nie przewidywał, iż pod koniec czerwca rzeczywiście usiądziemy na jednej z trybun, by kibicować biało-czerwonym.  Poszerzenie liczby zespołów do 24 sprawiło jednak, że na Euro znalazły się wszystkie reprezentacje potrafiące w miarę profesjonalnie kopać piłkę (z jednym wyjątkiem - braku Holandii). Znalazło się także kilka drużyn, z którymi dobrze poukładany zespół z solidnymi zawodnikami, był w stanie wygrać.  Już przed meczem ze Szwajcarią byliśmy przekonani, że 30 czerwca będziemy w Marsylii.

Wyjazd nie był jednak tak prosty logistycznie. Wszyscy czterej pochodzimy z Suwałk i z tym miastem jesteśmy najbardziej związani, ale mieszkamy w czterech różnych miejscach.  Cóż, nie my jedyni. Pierwszym miejscem zbiórki był Poznań. Darek wyruszył więc autobusem z Suwałk, Marcin pociągiem z Gdańska. Już z Poznania, samochodem Zbyszka, trzech kibiców udało się na nocleg do mnie, czyli do Brukseli.  Stąd już tylko tysiąc kilometrów autostradą do Marsylii. Zatrzymajmy się jednak na chwilę w stolicy Belgii, czy jak kto woli, całej UE.  Pracuję w Brukseli i często przebywam we Francji, w zasadzie raz w miesiącu przez kilka dni. Mam także wielu współpracowników i sąsiadów Francuzów.  Pozwolę więc sobie na kilka uwag.

Francja w swojej historii przeżywała już wiele radykalnych perturbacji. Wszak od ścięcia Ludwika XVI, mamy do czynienia obecnie już z V Republiką. Ostatni rok to nie tylko zamachy terrorystyczne i wojsko na ulicach. To także fala strajków, przy których nasze polskie protesty przypominają bardziej  zbiorowe spacery, niż domagające się uznania swoich racji manifestacje. Strajk we Francji czy w Belgii to paraliż całego miasta – z blokadą wjazdów do miasta, centrów handlowych, zamkniętymi stołówkami w szkołach, a często także zamieszkami. W środę obserwowałem taką demonstrację w Strasburgu – co prawda przebiegła pokojowo, ale liczba czerwonych sztandarów z sierpem i młotem niejednemu Europejczykowi z naszej części kontynentu, dobrze wiedzącego czym jest komunizm w praktyce, podniosłaby ciśnienie krwi. Cóż, taka jest dzisiejsza Francja - rozbita wewnętrznie, z naprawdę poważnymi problemami budżetowymi, trzymająca się kurczowo „ideałów humanizmu", gdzie co prawda zabrania się publicznie noszenia hidżabów, ale jak mówią mi znajomi Francuzi – świeckie państwo i poprawność polityczna zepchnęła chrześcijaństwo na margines, mocno zaś lewarując islam. Jesienny wybory będą więc niezwykle ciekawą rywalizacją. Ale Francja to także niezwykle piękny kraj, Alzacja, Alpy – Lazurowe Wybrzeże, Burgundia, Bretania, Langwedocja, czy Prowansja są niepowtarzalnie piękne.  Niestety piękno to po części jest ulotne, ale o tym przy okazji Marsylii.

Z Brukseli wyruszyliśmy o 3 rano. Podczas postojów Francuzi na widok uzbrojonych w biało-czerwone szaliki, koszulki czy flagi kibiców rzadko kiedy byli obojętni. I tutaj moje pierwsze zdziwienie – Polska  budziła powszechną sympatię. Okazywali nam ją zarówno Belgowie, Luksemburczycy, Francuzi czy Niemcy. Była to zarazem sympatia do kraju, jak i wyraz docenienia prezentowanej przez Polaków na boisku solidnej piłki.  Moich kolegów dziwił za to stan infrastruktury  - stare autostrady, kiepskie toalety, częste remonty, a co za tym idzie korki.  Do Marsylii dojechaliśmy jednak na czas, po drodze zabierając jeszcze podążającego na mecz autostopem Arnolda z Podlasia. Szybki  check-in w wynajętym mieszkaniu.  Sądzę, że na tym zamkniętym osiedlu składającym się z pięciu mega-bloków, możnaby pomieścić większą część suwalskiego osiedla Północ (właściciel mówił nam, że to największe taka konstrukcja w Europie). Osiedle, a w zasadzie położone na wapiennym wzgórzu blokowisko, miało jednak kilka zalet – piękny widok na morze z 19. piętra,  sklep, strzeżony wjazd, a także, co mnie zaskoczyło - powszechna czystość.  Po krótkim odświeżeniu się udaliśmy się na stadion. Władze miasta przygotowało całodobowe bilety na komunikację miejską za niecałe 4 EUR.   Dojazd na stadion był słabo oznaczony, Francuzi jak wiemy nie mówią zbytnio po angielsku (jak nam powiedział wieczorem w barze z jedzeniem halal jeden Marsylczyk – nie ma takiej potrzeby, bo on zna dwa najłatwiejsze języki arabski i francuski, i to musi wszystkim wystarczyć). My dotarliśmy bez problemu.

Już pod stadionem Vélodrome jedno było jasne – gramy u siebie. Wśród prawie 70-ciu tysięcy kibiców królował kolor biało-czerwony. Miejsca za bramką miały dwie zalety – były to najtańsze bilety (po 85 EUR) i siedzieli tam prawdziwi kibice. Byłem na meczu Polska-Portugalia na otwarcie Stadionu Narodowego – atmosfera bez porównania. Jak wstaliśmy na Mazurka Dąbrowskiego, to usiedliśmy dopiero po ostatnim karnym. Nie będę nawet próbował zestawiać z czymkolwiek szału radości, jaki ogarnął trybuny w 2 minucie po bramce Roberta Lewandowskiego. Kibicowaliśmy więc jak należy. Dwa spostrzeżenia  - nie byliśmy jedynymi suwalczanami na trybunach – na głównej dostrzec można było flagę z napisem Suwałki. Portugalczycy, choć w mniejszości, byli dobrze zorganizowani. Szczególną pomoc w dopingu niosły im bębny. Polacy zaś legalnie wnieśli biało-czerwoną sektorówkę – nielegalnie zaś- dwie flary. Dla równowagi – Portugalczyk wbiegł na boisku. Sądzę, że kibice przed telewizorami widzieli więcej szczegółów gry. Moim zdaniem Polakom zabrakło odrobiny szaleństwa, za dużo było kalkulacji, liczenia, że skończy się szczęśliwie, jak z Helwetami.  To prawda, że szczęścia trochę mieliśmy, czego nie mógł powiedzieć w tym meczu Cristiano Ronaldo. To jednak Polacy po meczu w milczeniu opuszczali stadion.

Co ciekawe, Portugalczycy nie byli o wiele głośniejsi. Skarżyli się na to miejscowi barmani, którzy jak się okazało, kibicowali Polsce, licząc na huczne świętowanie do białego rana. Portugalczycy rozeszli się jednak szybko po hotelach, a Polacy w spokoju dyskutowali do rana na plażach o urokach Prowansji.  My miasto i plaże dogłębnie zwiedziliśmy nocą, wracając pieszo do naszego lokum, a także następnego dnia. Okazało się, że Marsylia jest dokładnie taka, jak wcześniej nam o niej mówiono. Wrażenia po 2-3 godzinach i podziwianiu widoków z górującej nad miastem bazyliki Notre-Dame de la Garde oraz zwiedzaniu starego portu byłyby jak najbardziej pozytywne. Nocne wędrówki po osiedlach, gdzie rysują się kurtyny spalonych pojazdów, a zapachy i klimat ulic bardziej przypominają Algier czy Marakesz, szybko jednak to weryfikują.

Francja wciąż jednak jest piękna i warto ją poznawać. Samym zaś Francuzom wypada życzyć, aby te momenty wspólnoty, jakie przeżywają przy występach swojej reprezentacji, nie były ostatnią przyjemną chwilą, jednoczącą cały naród wokół pozytywnych wartości. Obserwując sąsiadów z meczu na mecz widzę, jak tego bardzo potrzebują. Polska nie odniosła wielkiego sukcesu, chociaż to jej najlepszy występ od trzydziestu lat. Po zwiększeniu liczby reprezentacji na mistrzostwach świata i Europy możemy być niemal pewni, że nie zabraknie nas na wielkich turniejach.  Polskich kibiców nie zabraknie nigdzie. W Marsylii uczestniczyłem w chyba największym zjeździe Polonii w historii. Oby polscy piłkarze utrzymali umiejętności, i dodali do nich trochę ułańskiej fantazji.

Do zobaczenia w sierpniu na meczu Wigier!

(sław)

udostępnij na fabebook
Skomentuj:
nick*
komentarz*
 
 
Sponsor pogody
Pogoda
Newsletter

Jeżeli chcesz otrzymywać od nas informacje o nowych wiadomościach w serwisie podaj nam swój e-mail.

Kursy walut
04.30.2024 Kupno Sprzedaż
EUR 0.00% 4.4889 4.5795
USD 0.00% 4.1175 4.2007
GBP 0.00% 5.1508 5.2548
CHF 0.00% 4.5999 4.6929
30.04.2024

Opel Corsa 2013

30.04.2024

Prowadzenie Domu

Dodaj nowe ogoszenie