02.01.2016

Maria Andrejczyk: Jestem dobra w tym co robię...

19 lipca 2015 r, to data historyczna dla suwalskiej królowej sportu, dla klubu Hańcza, trenera Karola Sikorskiego i jego podopiecznej, oszczepniczki Marii Magdaleny Andrejczyk. Ale rozpoczęty właśnie 2016 może być jeszcze lepszy. Wszak Majka, legitymująca się trzecim wynikiem (62,11 m) w historii polskiego kobiecego oszczepu, ma duże szanse na występ na 31. IO w Rio de Janeiro (konkurencje lekkoatletyczne rozgrywane będą od 12 do 21.08.2016).

Z Marią Magdaleną Andrejczyk rozmawiamy o minionym roku i oczekiwaniach związanych z rozpoczętym właśnie rokiem olimpijskim.

Z czym kojarzy Ci się data 19 lipca...

M.M. Andrejczyk: Z najpiękniejszymi chwilami w moim dotychczasowym życiu, bo w tym dniu zostałam mistrzynią Europy juniorek w rzucie oszczepem.

A rok 2015?

M.M.A: Z najlepszym sezonem w sportowym życiu, w którym złamałam kolejną granicę (barierę 60 m w rzucie oszczepem – dop. wł.), udowodniłam sobie, że ciężka praca jaką wykonałam na coś się zdała, że jestem dobra w tym co robię...

Tylko dobra?

M.M.A.:  Na razie dobra, ale mam nadzieję, że w przyszłości będę już najlepsza...

W Twoich występach w roku 2015 można znaleźć coś, co nie do końca Ci wyszło... Mam na  myśli 28. miejsce na Mistrzostwach Świata Seniorów. Jak na debiutantkę niby bardzo dobre, ale trochę zabrakło, żebyś wystąpiła chociażby w szerokim finale ...

M.M.A.: No tak, trochę zabrakło, ale nic nie dzieje się przez przypadek. Jeśli tak mi poszło, to widocznie tak musiało być. Kiedyś będzie lepiej. Musiałam się czegoś jeszcze nauczyć, poznać smak wielkiej porażki...

Dlaczego mówisz „wielka porażka”, a nie na przykład bolesna, ważna lekcja ...

M.M.A.:  Bo to była porażka. Startowałam w takich samych warunkach i z takimi samymi szansami jak inne zawodniczki i przegrałam. Byłam 28., ale ktoś musiał zająć i taką lokatę.. Nie mogę siebie traktować ulgowo bo jestem młoda, niedoświadczona. Wystartowałam jak potrafiłam, wyszło jak wyszło i to była moja porażka, z której, mam nadzieję, w nowym wyciągnę wnioski.

W zakończonym 2015 roku z powodzeniem zdawałaś egzamin nie tylko sportowy, przypomnijmy, mistrzostwo Europy juniorów, odebrany Karolinie Witek rekord Polski juniorek, najlepszy wynik (62,11 m – dop. wł.) wśród juniorek w Europie i na świecie, trzeci w historii polskiego kobiecego oszczepu, ale i egzamin dojrzałości. 

M.M.A. Maturę zdałam bardzo dobrze, z czego jestem ogromnie zadowolona. Były plany wyjazdu na studia i treningi do USA, na Florydę. Po rekordzie Polski główny szef szkolenia PZLA zabronił mi wręcz wyjazdu do Stanów mówiąc, że się zmarnuję. Powtarzało mi to też wiele osób ze środowiska sportowego. Uznałam, że dam sobie jeszcze rok na to, żeby wszystko sobie poukładać. Tym bardziej, że współpraca z moim trenerem Karolem Sikorskim układa się doskonale i przynosi efekty. Nie ma sensu tego zmieniać i jestem przekonana, że zostając w Polsce podjęłam bardzo dobrą decyzję i że przełoży się to na osiągnięcie w przyszłości tego, o czym marzę.

A marzysz o ...    

M.M.A.:  To chyba oczywiste, że o złotym medalu Igrzysk Olimpijskich...

Dodajmy, że takiego właśnie nam brakuje. Dotychczasowy medalowy dorobek polskich oszczepników na igrzyskach to dwa medale: brązowy Marii Kwaśniewskiej w Berlinie w 1936 i, dwadzieścia lat później, srebrny Janusza Sidło w 1956 w Melbourne. Igrzyska w Rio też odbędą się w roku, w którym ostatnią cyfrą jest „6”... Za nieco ponad 200 dni jest zatem szansa, dziś tylko teoretyczna, że będzie wreszcie złoty medal w oszczepie dla Polski .

M.M.A.: Zostańmy przy 200 dniach z ułamkiem... Owszem, szansa będzie taka sama, jak pozostałych rywalek. Ale większą będę miała za cztery lata w Tokio. Nie chcę dziś niczego obiecać, ale, jeśli się zakwalifikuję, podejmę walkę...

Z sobą czy z rywalkami...

M.M.A. I z sobą, i z rywalkami...

W tej sytuacji najważniejsze jest zdrowie.

M.M.A.: I na razie jest dobrze, a nawet rewelacyjnie. W ostatnich kilku latach z reguły od końca października do kwietnia chorowałam: przeziębienia, jakieś przewlekłe choroby. Na przełomie 2015 i 2016 roku jest inaczej. Jestem zdrowa jak ryba. Czuję się świetnie, omijają mnie kontuzje . Jakieś drobne urazy leczy moja mama. Współpracuję też z fizjoterapeutą z Suwałk, a to nie tylko dodatkowe wsparcie, ale też inne spojrzenie na mnie jako sportowca...

Nie wierzę, że  jest aż tak dobrze, że lepiej już być nie może...

M.M.A.: Brakuje dobrych warunków do treningu w domowym zaciszu, czyli w Sejnach. Ale nie ma co narzekać. Wielkie talenty wykuwają się zazwyczaj w walce z przeciwnościami losu. Jest jak jest, tu mi się podoba i narzekaniem niczego nie zmienię... Poza tym co miesiąc wyjeżdżam na dosyć długie, bo trwające od 12 do 16 dni zgrupowania.

Kiedy zaczynasz intensywne przygotowania do walki o paszport do Rio?

M.M.A.: One już trwają. Robię to co zwykle, ale z jeszcze większym zaangażowaniem, sercem. Myślę o wylocie do Ameryki Południowej. Nie ma dnia, żeby przez głowę nie przeleciała mi myśl o igrzyskach, o moim w nich starcie. To mnie napędza, więc każde zadanie wykonuję jeszcze dokładniej, z większa precyzją, bardziej też dbam o siebie, z czym w przeszłości bywało różnie.       

Czy dobrze usłyszałem: każde zadanie wykonuję jeszcze dokładniej, z większa precyzją, bardziej też dbam o siebie, z czym w przeszłości bywało różnie. To mi nie pasuje do Majki jaką znam, a znam przecież Ciebie i trenera od kilku lat. Zawsze uważałem, a potwierdzali to twoi rodzice i trener, że jesteś tytanem pracy, wzorem podejścia do tego co robisz, bez względu na to czy jest to sport, nauka czy zabawa...

M.M.A.: Ale ja nigdy nie uważałam, ze wykonałam coś idealnie, zawsze widziałam rezerwy, dostrzegałam coś, co można jeszcze poprawić, zrobić lepiej... Zawsze mi czegoś brakuje i jeśli nawet trener mówi, że zrobiłam coś dobrze, to ja uważam, że mogłam jeszcze lepiej.

Nie krytykuj sama siebie, zrobią to za ciebie i to lepiej, twoi przyjaciele – znasz takie powiedzenie?

M.M.A.: ... trochę prawdy w tym jest, ale ja mam w otoczeniu takich ludzi, którzy mnie podziwiają. Jedyną osobą, które mnie krytykuje, chociaż to może za mocne określenie, jest moja mama. Ona jest dla mnie wielkim wsparciem. A ja nie tylko zapamiętałam, ale też staram się wcielać w życie słowa Świętego Jana Pawła II „Wymagajcie od siebie nawet wtedy, kiedy inni od was nie wymagają.”. To jest moja dewiza życiowa. Krytyka, jeśli płynie od ludzi życzliwych, jest potrzebna, bo pozwala spojrzeć na siebie z perspektywy innej niż ta widziana w lustrze. ..

Mówisz poważnie czy żartujesz, słyszałem, że kiedy wracasz do domu w Sejnach wyłączają oświetlenie uliczne, bo jak ty wychodzisz z domu, na ulicy robi się tak jasno, jak w słoneczny dzień...

M.M.A.: ... (śmiech). Nie, nie, nie uważam siebie aż za taką gwiazdę, która rozjaśni mrok nocy. To jeszcze nie jest to.

Koniec żartów, wracamy do pracy. Co było pierwsze: kij czy oszczep?

M.M.A.: Kij, zdecydowanie kij.  Długo nie wiedziałam co to takiego ten oszczep. Dopiero w końcówce nauki w szkole podstawowej, kiedy chyba ze dwa lata bawiłam się na zajęciach lekkoatletycznych, trener wyciągnął oszczep i oznajmił: to teraz sobie porzucamy. I  wtedy po raz pierwszy zobaczyłam jak wygląda oszczep. Wcześniej były piłki, kamienie... rzucałam czym się dało. Oczywiście nie myślałam wówczas poważnie, że swoje życie zwiążę z rzutem oszczepem. Ale to rzucanie zawsze gdzieś we mnie było...

To zdradź za ile szyb wybitych w oknach sąsiadów musieli zapłacić Twoi rodzice?     

M.M.A.: ... (śmiech). Nie byłam dzieckiem demolką, szyb nie rozbijałam.

A pamiętasz pierwszy konkurs rzutu oszczepem z Twoim udziałem?

M.M.A.:  To było w pierwszej klasie w gimnazjum, 22 metry... (chwila wahania). Chyba tak...

Rachunek prosty, w ciągu sześciu lat postęp o 40 metrów, a w ostatnim roku o ponad siedem metrów...

M.M.A.: No tak. W rok 2015 wchodziłam z wynikiem 55,06 a skończyłam z 62,11.

To wynik nieznacznie lepszy do minimum olimpijskiego, który wynosi 62 metry.

M.M.A.: Ale trzeba je zrobić po 8 maja i to dwukrotnie, a do tego start w Mistrzostwach Polski seniorów. Jeżeli będę zdrowa to, proszę mi wierzyć, wszystko ułoży się dobrze.  

Połamania oszczepu i najlepiej w olimpijskim finale...

M.M.A.: Nie dziękuję, żeby nie zapeszać, ale trzymajcie za mnie kciuki.

Będziemy. A za rozmowę też nie dziękuję, żeby nie zapeszać...

 

Rozmawiał: Tadeusz Moćkun

 

udostępnij na fabebook
Skomentuj:
nick*
komentarz*
 
 
Sponsor pogody
Pogoda
Newsletter

Jeżeli chcesz otrzymywać od nas informacje o nowych wiadomościach w serwisie podaj nam swój e-mail.

Kursy walut
05.02.2024 Kupno Sprzedaż
EUR 0.00% 4.4889 4.5795
USD 0.00% 4.1175 4.2007
GBP 0.00% 5.1508 5.2548
CHF 0.00% 4.5999 4.6929
30.04.2024

Opel Corsa 2013

Dodaj nowe ogoszenie